Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Moja relacja z Panem Bogiem
Okazją do naszej rozmowy jest twoja najnowsza książka wydana przez RTCK Życie w łasce. Zacznijmy od tego, w jaki sposób budujesz swoją relację z Panem Bogiem?
Marcin Zieliński*: Na kilku różnych płaszczyznach. Pierwsza z nich to osobista modlitwa. To jest taka rzeczywistość, o którą muszę dbać każdego dnia i to jest moja odpowiedzialność, której nikt za mnie nie podejmie. Jeśli chcę mieć z Nim relację na co dzień, to muszę odpowiadać na Jego zaproszenie każdego dnia i szukać tego czasu w codzienności, pomimo tego szalonego tempa, w jakim każdy z nas funkcjonuje.
Druga płaszczyzna to na pewno życie sakramentami i uczestnictwo w Eucharystii. Trzecia to życie we wspólnocie. Wielokrotnie podkreślałem, że gdyby nie wspólnota i regularne w niej uczestnictwo, to nie byłbym w miejscu, w którym jestem i nie przynosiłbym owoców, które przynoszę dzisiaj.
Mówisz, że kiedy jesteś wierny Bogu w małych rzeczach, na które nie masz ochoty, to On robi niezwykłe rzeczy w twoim życiu. Tylko, jak podkreślasz, trzeba się zaprzeć samego siebie. Co to oznacza?
Zapierania się siebie możesz uczyć się na osobistej modlitwie, kiedy masz ochotę skończyć ją dużo szybciej, ale szukając Pana Boga przedłużasz ją o dodatkowe dziesięć minut, zapierając się swojej niechęci, lenistwa, zmęczenia. To są takie momenty, podczas których na modlitwie bardzo wiele się dzieje.
Uczymy się zapierania siebie we wspólnocie, w życiu z drugim człowiekiem. Można iść do restauracji i zamówić danie nieco mniejsze i nieco gorsze z intencją, że robisz to dla Pana Boga. To się dzieje w wielu sytuacjach… Możesz ugryźć się w język, nie zrobić czegoś, co dyktuje ci twój własny odruch czy chęć odegrania się.
Wydawałoby się, że to są drobnostki, ale kiedy odmawiasz sobie czegoś – z intencją, że chcesz to zrobić dla Niego – to wtedy ma to wartość.
W ten sposób uczymy się życia w poście. Co to nam daje?
Jest taki przykład w Ewangelii, kiedy Pan Jezus uwalnia opętane dziecko. Uczniowie nie mogli mu pomóc. Kiedy uczniowie pytają o to Jezusa, On im odpowiada, że ten rodzaj złych duchów można wyrzucić tylko modlitwą i postem. Nigdzie ewangelista nie mówi, że to był ten dzień, kiedy Jezus pościł, więc to nam pozwala myśleć, że Jezus żył takim stylem życia, żył postem. Post nie był po to, by wyprosić coś u Ojca, ale post był pewnym stylem życia, do którego Jezus też zapraszał uczniów.
Mówisz o tym, że wielu ludzi jest przyzwyczajonych do dźwigania wielkich ciężarów i nie dochodzi do życia w łasce. Jak się na nią otworzyć?
Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że życie z Panem Jezusem nie jest wolne od trudów, zmagań i krzyża. Pan Jezus mówi, że jeśli za Nim pójdziemy, będziemy dźwigać krzyż. Ale musimy ten krzyż właściwie zrozumieć. Staram się podkreślać, że nie każde cierpienie, nie każdy ból, nie każda trudność czy choroba, muszą być od razu krzyżem, który zinterpretujemy jako zaproszenie Pana Boga do tego, by z tym nie walczyć.
Mówili o tym święci, mówią o tym dokumenty Kościoła katolickiego, a Jan Paweł II pisał w liście apostolskim Nowa nadzieja dla Libanu, że chrześcijanin nie ma obowiązku szukania cierpienia i z cierpieniem (własnym i innych) ma przede wszystkim walczyć, a dopiero potem, kiedy to cierpienie jest nieuniknione, jest zaproszony do tego, by ten krzyż przytulić i znieść cierpienie z godnością człowieka wierzącego. I tu bardzo ważna jest kolejność.
Co masz na myśli?
Problem, który popełniamy często jako wierzący, to branie ślepo ciężarów, cierpień, które do nas schodzą, bez ich rozeznawania. Przyjmujemy je jako zaproszenie od Pana Boga, a może się okazać, że to jest ciężar, który wrzucił ci na barki diabeł, a Bóg cię wcale nie zaprosił, żebyś to przyjął, lecz podjął z tym walkę.
A o tym, że walkę mamy podjąć, czytamy w Słowie Bożym. Popatrz: św. Paweł najpierw ze swoim ościeniem walczy i mówi „odjedź ode mnie szatanie”. To była jego pierwsza reakcja. Katechizm Kościoła katolickiego mówi, że Bóg przyszedł dać człowiekowi życie szczęśliwe, ponieważ Bóg jest szczęśliwy.
Modlitwa wstawiennicza
Z tymi ciężarami ludzie otwierają się na modlitwę wstawienniczą. Czym ona jest?
Jest formą modlitwy w Kościele, która istnieje od początku chrześcijaństwa, gdzie jedni modlą się za drugich. W Dziejach Apostolskich czytamy, jak św. Paweł doświadczył działania Boga, gdy został mu przywrócony wzrok przez modlitwę wstawienniczą Ananiasza – prostego, świeckiego człowieka.
Bóg interweniuje w życie ludzi przez ten gest nałożenia rąk i modlitwę. I robią to od zawsze i duchowni i świeccy, bo chrzest nas do tego uzdalnia. I dziś również, w środowiskach charyzmatycznych, związanych z nową ewangelizacją, tym gestem modlitewnym się posługujemy i Pan Bóg, tak samo jak w pierwszych wiekach, dotyka, wzmacnia, daje nam swoje Słowo, często uzdrawia.
Ten gest jest pełen mocy, jeżeli posługują się nim ludzie żyjący w wierze, w bliskiej relacji z Panem Bogiem.
Ty też możesz doświadczyć mocy modlitwy wstawienniczej. Kliknij w poniższy baner i wyślij swoją intencję do zakonników z całego świata.
Który opis biblijny jest, według ciebie, najmocniejszym świadectwem tego, żeby każdy chrześcijanin dbał o modlitwę wstawienniczą i wierzył w jej skuteczność?
Modlitwa wstawiennicza jest połączona z głoszeniem Ewangelii. Kiedy Jezus mówi o tym, że wierzący w Jego imię będą szli na cały świat i głosili Ewangelię (czytamy o tym w końcówce Ewangelii wg św. Marka) to mówi, że jednym ze znaków, który będzie towarzyszył tym, którzy pójdą głosić, będzie to, że będą kłaść ręce na chorych, a ci odzyskają zdrowie. Myślę, że to jest znak, który powinien towarzyszyć nam katolikom, chrześcijanom, szczególnie wtedy, kiedy dzielimy się Ewangelią z innymi.
Gdzie jest granica, której nie powinniśmy przekraczać, by nie wypaczyć jej katolickiego rozumienia?
Na pewno osoby posługujące powinny być w stanie łaski uświęcającej. Potrzebujemy być ludźmi, którzy biorą odpowiedzialność za swoje życie, a dalej za życie tych, którym posługujemy. Zatem byłoby niewskazane, gdyby osoba, która sama żyła w ciężkich grzechach chciała posługiwać.
Dalej – gdy przyjdzie ktoś z poważnym zniewoleniem duchowym czy podejrzeniem opętania duchowego, to lepiej odesłać go do egzorcysty czy ludzi którzy mają doświadczenie w modlitwie o uwolnienie. Chodzi o to, żeby poprowadzić tego człowieka w dojrzały sposób, a nie eksperymentować.
Jak każdy z nas może na co dzień praktykować modlitwę wstawienniczą?
Gdy ktoś z twoich bliskich, znajomych na przykład choruje, możesz mu zaproponować taką modlitwę wstawienniczą, która jest bardzo prosta. Np. poprzez gest nałożenia ręki na ramię i poproszenia Pana Jezusa, żeby przyszedł do danej sytuacji.
Z Ewangelią trzeba wychodzić wszędzie tam, gdzie są ludzie. I gdy odważymy się w naszych małych wspólnotach, domach, rodzinach, to później będzie można świadczyć o Panu Jezusie dalej i szerzej.
Czego ty potrzebujesz?
Myślę, że przede wszystkim jeszcze głębszej relacji z Panem Bogiem, od której wszystko się zaczyna i na której wszystko się tak naprawdę kończy. 26 maja minął mi piętnasty rok z Bogiem i jestem Nim coraz bardziej zafascynowany. Myślę, że to jest tylko wtedy możliwe, gdy się człowiek naprawdę modli i wiem, że jeszcze dużo przede mną. Chciałbym wejść jeszcze głębiej w relację z Nim i takim Bogiem zachwycać też innych ludzi.
* Marcin Zieliński – lider wspólnoty „Głos Pana” ze Skierniewic. Ewangelizator głoszący w kraju i za granicą. Członek krajowej służby „Charis”. Prywatnie absolwent AWF-u w Warszawie oraz student teologii.