Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z Adamem Sztabą, kompozytorem, aranżerem, pianistą, byłym jurorem programu Must Be The Music. Tylko muzyka (2011-2016), współtwórcą koncertu „Chwała Mu” w Łodzi w sierpniu 2022 r., rozmawiamy o relacji z Bogiem, roli świeckich w Kościele i Bożym Narodzeniu.
Małgorzata Bilska:Kiedy uwielbiamy Boga słowami, szukamy tych, które mają określoną treść i znaczenie. Jak Go uwielbić muzyką?
Adam Sztaba: Uwielbienie jest modlitwą. Ja jednak rozumiem je nieco szerzej. Nie tylko jako modlenie się dźwiękami, ale i ofiarę. Daję Bogu najlepszą część siebie. Chyba na tym to polega… Przez długie wieki ludzie, którzy chcieli Boga uwielbić, przynosili do kościołów piękne, drogie i najcenniejsze artefakty. Bogu zawsze oddaje się to, co najbardziej wartościowe. Tak traktuję swoją muzyczną „misję”. Jeżeli dostałem od Boga talent, to nie po to, by go mieć dla siebie. Niepisaną zasadą jest dzielenie się tym darem z innymi.
Adam Sztaba: Jestem wdzięczny Bogu za rodzinę
Czego doświadczył pan w sierpniu w łódzkiej Atlas Arenie, uwielbiając Boga razem z artystami, ludźmi na scenie i dziesięcioma tysiącami uczestników spotkania?
Koncentrowałem się na pracy. Występ trwał siedemdziesiąt pięć minut (całe spotkanie sześć godzin), artyści wykonywali kolejno po sobie odmienne utwory. Każdy z nich miał mocną dramaturgię orkiestrową. Miałem wrażenie, jakby w ciągu tej ponad godziny odbywała się liturgia…
Byłem w pewnym transie. I w mocnym porozumieniu z solistami i orkiestrą. Tyle, że ja stałem tyłem do widowni, a oni musieli się z nią zmierzyć twarzą w twarz. Dobrze znałem teksty wszystkich utworów. Dyrygując orkiestrą mogłem podążać za myślami, które są w nich zawarte… Często zamykałem oczy. Przypomniałem sobie swoje świadectwo, które powiedziałem, zapowiadając koncert w Internecie.
To znaczy…?
W czasie wizyty w Ziemi Świętej, w bazylice Narodzenia Pańskiego, zaprzyjaźniony franciszkanin o. Lech Dorobczyński szepnął: to jest dobre miejsce na wymodlenie potomka. Po jakimś czasie okazało się, że dokładnie tego dnia moja żona miała pierwsze zawroty głowy związane z ciążą, o której jeszcze nie wiedzieliśmy. W czasie koncertu różne rzeczy „chodziły mi” po głowie. Przede wszystkim przepełniała mnie wdzięczność. Za to, że jestem wśród utalentowanych ludzi, z którymi mogę się dzielić wiarą; tym, co mam w sercu, w duszy. Jestem ogromnie wdzięczny Bogu za moją rodzinę. Poczułem się szczęśliwy. I wiedziałem, że jestem wśród podobnie odczuwających.
Wierzących chrześcijan. Jest ich niestety w Polsce coraz mniej…
Na spotkanie przyjechało sporo ludzi starszych i masa młodzieży. Młodzi byli też wśród solistów, muzyków. Również w chórze zebranym głównie z wokalistów zespołu „Mocni w Duchu”. Koncert był mostem międzypokoleniowym.
Koncerty uwielbieniowe są potrzebne!
Koncerty uwielbieniowe mają specyficzny, charyzmatyczny klimat. Pełen emocji, otwartości na moc Ducha Świętego. Radosny, pozytywny, trochę spontaniczny.
Tak. Bliska jest mi modlitwa w swobodniejszej, bardziej spontanicznej postaci. Spotkanie wykracza wówczas poza ramy prawne liturgii, podczas której mogą grać wyłącznie organy. Już wprowadzenie na mszę skrzypiec, fortepianu czy innych instrumentów wymaga… zgody kapłana. Przełamanie sztywnego schematu jest jak otwarcie okien, wpuszczenie do pokoju świeżego powietrza. Od wielu lat staram się to robić w muzyce symfonicznej granej w filharmoniach, którą łączę z gitarami czy elektroniką.
A muzyka symfoniczna?
Podobnie jak każda długa tradycja, ma tendencję do kostnienia. Muzyka pop (popularna) jest oczywiście inna. Służy głównie rozrywce, „z natury” wnosi do życia radość i beztroskę. Natomiast ta poważna, klasyczna, ma zadatki na przesiąkanie sztampą. I oddalanie się od słuchacza. Często nadużywa się słów: wypada/nie wypada, legendarny, kultowy. A w gruncie rzeczy w muzyce chodzi o to, czy są emocje. W zawodach artystycznych takich jak mój, ludzie realizują siebie. To co jest w nich, muszą umieć wyrazić. Nie zrobią tego, jeśli kwestia „czy wypada?” będzie priorytetem.
Kościół też non stop mierzy się z tradycją. W dodatku bardzo długą – przenoszoną z pokolenia na pokolenie. I jest ona ogromną Jego siłą. Ale tym samym trudno o nawet drobne powiewy zmian. Dlatego koncerty uwielbieniowe są potrzebne. Wnoszą otwartość, dają tak potrzebny dziś optymizm. Otwierają ludzi na Ducha Świętego. I trzeba podkreślić to, że dziś tworzą je głównie świeccy. Znamienne, że kiedy w historii pojawia się niemoc u zwierzchników Kościoła, nagle budzą się świeccy. Wspaniałe wspieranie się.