Choć nie mogę powiedzieć, że był czas w moim życiu, kiedy w ogóle nie było w nim Boga, doskonale pamiętam moment swojego nawrócenia. Chciałabym opowiedzieć ci o nim, a to świadectwo połączyć z refleksją o procesie nawrócenia oraz… pewną pieśnią.
Pieśń o nawróceniu
Zanim się nawróciłam, wiara była obok mojego życia, a nie w nim. Nie wychowałam się w „tradycyjnej katolickiej rodzinie” – spora część mojej rodziny i otoczenia nawet nie jest katolicka. Nie uważam tego jednak za coś wyjątkowego – wbrew pozorom w Kościele jest całe mnóstwo osób, które żyją tą wiarą, choć ich rodzina wcale nie należała do „tradycyjnej” i „katolickiej”. To jednak nieco inny temat. Ja dryfowałam gdzieś pomiędzy lekcjami religii i niedzielną mszą św., podczas której moim głównym zajęciem było oczekiwanie, aż się skończy.
Aż do tamtego dnia. Miałam 14 lat i… pisałam pamiętnik. W tamtym okresie pisałam bardzo dużo. Pewnego wieczoru dość spontanicznie wspomniałam o czymś pozytywnym, z adnotacją, że jestem za to wdzięczna. Zapytałam siebie – ale w sumie komu? Bogu? I tak się zaczęło. Wówczas postanowiłam pisać dalej wymieniając wszystko, za co mogłabym być Bogu wdzięczna. Kilka stron dalej już nic nie było takie samo.
![KRYZYS WIARY](https://pl-staging.aleteia.org/wp-content/uploads/sites/9/2021/06/shutterstock_1175941906.jpg?w=300&h=169&crop=1)
Wiara jest tajemnicą
Moja wiara zaczęła się więc od wdzięczności. Bóg prowadził mnie w tym bardzo subtelnie. Zamiast czekać na koniec mszy świętej, zaczęłam wsłuchiwać się w Słowo i modlitwy. Zamiast kroczyć tam niechętnie, przychodziłam pół godziny wcześniej, jak kościół jeszcze był pusty, i zatapiałam się w modlitwie myślnej. Była w tym jakaś głębia, która pociągała mnie i nalewała do mojego serca pokój. I muzyka – ona od początku była dla mnie fascynującą nauczycielką tego, co nie zawsze było „słychać” w słowie czytanym.
Tak jak wówczas, tak i teraz (choć w mniejszym stopniu) spotykam na tej drodze różne kwestie, których nie rozumiem. I choć z natury nie jestem pokorna, Bogu chwała, że w obliczu tych wątpliwości potrafiłam wytłumaczyć sobie, że moje niezrozumienie nie oznacza, że dana sprawa nie ma sensu. Dziś jest dla mnie jasne jak słońce, że wiara – choć w teorii nic nie blokuje nam dostępu do niej – jest tajemnicą. Jak przypowieści, których słuchały tłumy, choć rozumiała je tylko garstka osób. Myślę, że to właśnie pokora z czasem otwiera nam drzwi, by z tej tajemnicy rozumieć coraz więcej.
![ks. Marcin Modrzyński](https://pl-staging.aleteia.org/wp-content/uploads/sites/9/2022/07/ks_marcin_modrzynski_wzn_heres_teledysk.jpg?w=300&h=169&crop=1)
Świadectwo
Z początkami mojej wiary kojarzy mi się jeszcze… samotność. Nieczęsto miałam okazję o niej z kimś rozmawiać, przynajmniej do czasów studiów. Wówczas każda rozmowa o niej była dla mnie ogromną radością. Myślałam wtedy: „O! Ktoś też czuje to, co ja! Nie tylko ja widzę w tym wszystkim coś więcej niż gesty, powtarzanie formułek i grubą książkę pełną przedziwnych tekstów!”. To było jakby w moim sercu zapalił się mały płomyk, który nie dawał mi zapomnieć o skarbach, jakie w tej wierze odkrywam – radości, pokoju serca, nadziei, pięknie, głębi, miłości… A im bardziej ją poznaję, tym bardziej jestem przekonana, że zasmakowałam w niej ledwie okruchów ze stołu.
I choć dalsza droga życiowa zaprowadziła mnie do odkrywania mojej dzisiejszej pasji – świata chrześcijaństwa Bliskiego Wschodu, Ziemi Świętej i historii wschodniej myśli chrześcijańskiej, do dziś fascynuje mnie także ten moment w życiu człowieka, który doprowadza go do wiary. W końcu wszystkie opowieści o Bliskim Wschodzie nie miałyby sensu, gdyby nie zmierzały do chwili spotkania człowieka z Bogiem „jeden na jeden”.
Modlitwa niewierzącej
Nie trzeba być zatwardziałym ateistą, żeby znaleźć się w obliczu takiej chwili – wierzę, że stoją przed nią wszyscy ludzie, nawet ci z „tradycyjnych, katolickich domów”. To moment, w którym wiara przestaje być rodzinną lub narodową tradycją, cechą naszego okręgu kulturowego pełną pobożnych rytuałów (z wielkosobotnim koszyczkiem na czele), a staje się osobistą drogą życiową. I tak jak wiara dzieci wychowanych przez wierzących rodziców wcale nie jest taka oczywista, tak nie jest oczywista niewiara ludzi, którzy żyją daleko od Boga.
Z tej refleksji narodziła się pieśń Modlitwa niewierzącej. To pieśń o ludziach, których wiara nie rodzi się z wdzięczności, a z bólu. Pieśń o tym, że pierwszy krok do wiary może zaczynać się od pytania „Boże, gdzie jesteś?” i odkrycia, że On jest… i to całkiem blisko.
*Pod tym linkiem znajdziesz blog Sylwii.