Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Małgorzata Bilska: W kazaniu wygłoszonym w katedrze na Wawelu podczas mszy inaugurującej Rok św. Brata Alberta Ksiądz Kardynał nazwał go krakowskim Samarytaninem. Mówi się o nim „biedaczyna z Krakowa”, „polski święty Franciszek”. Był ważną postacią dla Jana Pawła II. Kim jest dla Księdza Kardynała?
Kard. Stanisław Dziwisz: Jan Paweł II był zafascynowany postacią Brata Alberta. Ten „polski święty Franciszek” od ponad stu lat fascynuje szerokie kręgi polskiego społeczeństwa. Ja też pozostaję pod urokiem tego niezwykłego człowieka, bo przecież trudno obok niego przejść obojętnie. On nas uwrażliwia na los ubogich, żyjących na marginesie. Jego świadectwo jest cały czas aktualne, bo przecież wokół nas jest tyle obszarów biedy duchowej i materialnej.
Brat Albert napisał żywy komentarz do słów Jezusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Adam Chmielowski zostawił wszystko to, co kochał: malarstwo, życie w środowisku kulturalnym, elitarnym. Sam doświadczył ogromnego cierpienia. Oddał się całkowicie biednym z ulicy, stając się jednym z nich. Swoją działalnością wyprzedził św. Matkę Teresę z Kalkuty. Karol Wojtyła wciąż wracał do Brata Alberta, bo sam zostawił teatr, który kochał.
Czytaj także:
Pobudka o piątej i zawsze zimny prysznic. Jak wyglądał dzień św. Jana Pawła II?
Współtworzył w Krakowie Teatr Rapsodyczny.
Tak. Pociągała go literatura, piękno języka polskiego Można podziwiać jego poezje, które pisał jako młody chłopak. Sonety… Był utalentowany, a jednak zostawił to wszystko dla Chrystusa. Wybrał drogę kapłańskiej służby. Sztuka służyła mu jednak do końca, bo przecież ona uwrażliwia serce. Był świetnym mówcą.
Porywał tłumy.
Poza tym imponujący był jego kontakt z człowiekiem. Brat Albert w każdym biednym widział twarz Chrystusa, a Jan Paweł II często powracał do fundamentalnej prawdy i powtarzał, że każdy człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, niezależnie od tego, kim jest, jak ułożyło się mu życie. Opatrzność Boża zrządziła, że Papież wywodzący się z Krakowa beatyfikował i kanonizował „biedaczynę z Krakowa”.
Podobnie jak wyniósł do chwały ołtarzy Siostrę Faustynę. Dziś ona jest najbardziej znaną polską świętą na świecie, a Brat Albert – tylko lokalnie. Jak to możliwe?
Jan Paweł II często pytał: „Co zrobić, żeby ukazać tę świetlaną postać wybitnego jałmużnika?” Brat Albert się „nie przebił”, mimo kanonizacji, która otwiera drogę do kultu powszechnego. Ale zauważmy, że Kościół niemal w każdym kraju ma postaci podobne do św. Brata Alberta. Znajduje się więc on w gronie wielu uczniów Jezusa, którzy wzięli sobie Ewangelię do serca i żyli nią dosłownie.
Siostra Faustyna przekazała, a raczej przypomniała światu uniwersalne przesłanie o miłosierdziu Boga. Jest znana na całym świecie. Podróżując z Ojcem Świętym, byłem kiedyś w seminarium w buszu, gdzie prawie w każdym pokoju kleryckim wisiał obraz Miłosiernego Jezusa albo św. Faustyny.
Brat Albert, Siostra Faustyna i Jan Paweł II mieszkali w podwawelskim grodzie. W Krakowie mamy sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach, ale jest też Ecce Homo sióstr albertynek… Czy to przypadek, że apostołowie Miłosierdzia związali się z tym miastem?
Wpisali się w długą i piękną historię miłosierdzia. Cofnijmy się do św. Stanisława, biskupa i męczennika. On już w XI w. występował w obronie uciśnionych. Potem mamy św. Jadwigę, która mówi: „A kto im łzy powróci?” Mamy Arcybractwo Miłosierdzia założone przez sługę Bożego ks. Piotra Skargę ponad 400 lat temu.
Przez wieki otaczano tu troską biednych, pokrzywdzonych. Oprócz działalności duszpasterskiej i apostolskiej, powstawały znaczące dzieła miłosierdzia. Kraków promieniował kulturą, na co wpływ miała Akademia Krakowska. Przez wieki był to jedyny w Polsce uniwersytet. Ale profesorem Akademii był również św. Jan Kanty – wielki jałmużnik. Widzimy więc, że życie duchowe Krakowa naznaczone było rysem miłosierdzia.
Dla Jana Pawła II zawsze ważna była troska o człowieka. W trudnych czasach komunizmu wiele osób oparcie znajdowało w nim – w pasterzu, arcybiskupie i kardynale. Żył ubogo, ale nigdy o tym nie mówił. Miał jeden płaszcz z podszewką na zimę i ściągał ją na lato.
A kiedy był młodym wikarym w parafii św. Floriana, panie mówiły: „Tak ubogo ksiądz żyje, kupimy mu płaszcz…”. I dały mu porządny płaszcz, a niedługo potem zobaczyły, że nosi go jakiś biedny. Karol Wojtyła z tym się nie obnosił, ale naprawdę żył ubogo. Nie brał pensji. Otrzymywał honoraria z publikacji i przeznaczał je na dobre cele. Pomagał studentom. W różnych sytuacjach wspierał ludzi kultury, profesorów. Dyskretnie. Ja jako sekretarz nie wiedziałem, w jakiej sprawie przychodzą i z czym wychodzą. Czasem służyłem jako kurier, zanosząc dyskretnie pomoc pod wskazany adres.
Czytaj także:
Masz kłopot z modlitwą? Oto 8 wskazówek od Jana Pawła II
Był człowiekiem wielkiego serca.
Tak. Obca mu była obojętność.
Intrygują mnie analogie między Bratem Albertem i Siostrą Faustyną. Przykładowo: Helena Kowalska chciała wstąpić do klasztoru, rodzice jej nie pozwalali. W 1924 r. na zabawie w parku „Wenecja” w Łodzi objawił jej się Jezus – umęczony i pokryty ranami. Została zakonnicą po tym wydarzeniu. Opis Jezusa z parku, jaki znamy z „Dzienniczka”, pasuje do Jego wizerunku na obrazie Ecce Homo Brata Alberta. To może mieć związek? Mistyczny, powiedzmy.
Mistycyzm obecny u Siostry Faustyny można odczytać w obrazie Ecce Homo. A obraz „Jezu ufam Tobie” to dalszy etap.
Ecce Homo nigdy nie został dokończony, powstawał kilkanaście lat. Jedna z albertynek uważa, że można go uznać za obraz mistyczny, podobny do „Dzienniczka”.
Można, bo malowanie Ecce Homo wiąże się z przeżyciem mistycznym. Brat Albert w biedaku zobaczył Jezusa Chrystusa. Obraz jest wizją Chrystusa w biednym człowieku. Faustynie Jezus polecił zrobić obraz, ale ona nie umiała malować. Nosiła go w sercu
Eugeniusz Kazimirowski, autor pierwszego obrazu „Jezu ufam Tobie”, studiował malarstwo na ASP w Krakowie w latach 1892-1897, czyli w czasie, gdy działał już w tym mieście Brat Albert. Wyjechał w 1914 r., dwa lata przed śmiercią świętego. Jezus mówi do nas obrazami… No i znów ten wątek krakowski.
To jest bardzo interesujące: wątek mistyczny w sztuce. Widzę tu związek z tradycją wschodnią, która mówi o obecności Bożej w obrazach.
Teologia ikony.
Tak.
Brat Albert pomagał nie tylko bezdomnym, ale także sierotom, ofiarom wojny. Czy jego Rok nie powinien zmiękczyć naszych serc wobec uchodźców?
Jako Kościół jesteśmy na nich otwarci. Na Sądzie Ostatecznym będziemy sądzeni z dzieł miłosierdzia. Jednym z nich jest otwartość na uchodźców. Oczywiście mądra, odpowiedzialna. Sprawa jest złożona. Biskupi z tamtych krajów mówią: „Pomagajcie nam u nas, na miejscu. Niech Zachód wprowadza u nas pokój. Jeśli wszyscy wyjadą, znikną nasze kościoły”.
Ale ja zawsze powtarzam, że my Polacy też byliśmy w podobnej sytuacji. Jest naszym obowiązkiem spłacanie długów.
Dzieło Brata Alberta nie ma końca. To dzieło Boże. Trzeba je kontynuować w każdym czasie i miejscu.
Czytaj także:
Brat Albert i Faustyna. Miłosierdzie ludzkie i Boskie