Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Marcin Kwaśny nie ukrywa, że jego droga do Chrystusa była pogmatwana. Przez 18 lat był poza Kościołem, z dala od Pana Boga. Jak z antyklerykała zmienił się w ewangelizującego katolika? Wszystko diametralnie zmieniło się w 2013 roku, kiedy to zawołał do Pana: „Jezu, jeśli istniejesz, to mi pomóż, bo sobie nie radzę”.
Film „Spowiedź” jest przemodlony
Co stało się potem? Po pół roku aktor poszedł do spowiedzi, która uwolniła go od kolejnych zniewoleń. „Sam doświadczyłem jej niesamowitego działania, wręcz egzorcyzmującego”. O tym też opowiada film Kwaśnego zatytułowany „Spowiedź”.
Dlaczego wziął taki temat na swój reżyserski debiut? Jak wyjaśnia w rozmowie z „Niedzielą”, skłoniły go trzy kwestie. Niepokojące informacje o postępującej laicyzacji, rozmowa z kimś z rodziny, kto nie chodzi do spowiedzi, bo „nie ma grzechów”, a także scenariusz filmu kolegi na podobny temat. Nie przypadł mu do gustu, nie chciał się go podjąć, ale pół godzinie i modlitwie do Ducha Świętego miał gotowy nowy scenariusz:
Nie ukrywam, że decyzja o tym filmie była przemodlona. Na adoracji w głębi serca usłyszałem wyraźnie, że mam to zrobić, że znajdą się na to pieniądze. I rzeczywiście, znalazły się fundusze i do projektu dołączyli niesamowici ludzie. Pan Bóg dał mi najlepszą ekipę aktorów i realizatorów.
Kwaśny: Relacja z Bogiem przywróciła mi spokój
Zdaniem Marcina Kwaśnego bardzo ważne jest, by Kościół wychodził naprzeciw tym, którzy są od niego daleko. Stąd m.in. film „Spowiedź” jest dla niego cennym projektem, bo – jak przekonuje – wyzwaniem dla katolików jest dzielenie się doświadczeniem spotkania z żywym Bogiem:
Tak naprawdę człowiek może sam się chwytać wielu rzeczy – jestem na to idealnym przykładem – ale nic mu nie da szczęścia. „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu” – napisał św. Augustyn. Ja sam tego doświadczyłem. Spokój zagościł w moim sercu dopiero wtedy, gdy zacząłem nawiązywać relację z Panem Bogiem.
Marcin Kwaśny: Trzeba się nawracać każdego dnia
W dodatku, musi to być dzielenie się żywym doświadczeniem, autentycznym, bo najgorsze, co może być, to popadanie w rutynę. Jak przekonuje w rozmowie z „Niedzielą” Kwaśny:
Nie ma nic gorszego niż odklepywanie paciorków i przyjęcie postawy: „to będzie nam dane już raz na zawsze, ta łaska”. To tak nie działa. Trzeba się nawracać każdego dnia. Boga prosić na kolanach o to, żeby przymnożył nam wiary, bo jesteśmy tylko słabymi ludźmi. To jest normalne. Widzę jednak, że jeśli człowiek potrafi się przyznać do własnych słabości, to wtedy daje pole do działania mocy Bożej.
Źródło: Niedziela.pl