Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 28/03/2024 |
Aleteia logo
Styl życia
separateurCreated with Sketch.

Rozmowa z 32-letnią alkoholiczką. Gdyby w porę się nie otrząsnęła, pewnie dziś piłaby „setkę” za „setką” pod osiedlowym sklepem

Monika, trzeźwiejąca alkoholiczka

@alkodramaty | Instagram

Magdalena Prokop-Duchnowska - 13.11.22

Na trzeźwo nie była w stanie trawić emocji, podejmować decyzji ani swobodnie rozmawiać z ludźmi. Co takiego się wydarzyło, że od trzech lat nie miała w ustach nawet kropli alkoholu?

Alkoholik to niekoniecznie degenerat spod osiedlowego sklepu. Monika jest młoda, mądra i atrakcyjna. Jej rodzice też w niczym nie przypominają życiowych wykolejeńców. A mimo to, po napoje wyskokowe sięgali często – zazwyczaj po cichu i dla relaksu. Gdy wspomniała kiedyś o tym nauczycielce w szkole, usłyszała: „Dziecko, o takich rzeczach się nie mówi!”.

„Alkoholizm to choroba, która może dopaść każdego. W każdym wieku, niezależnie od płci. Zazwyczaj zaczyna się wtedy, kiedy nikt nie widzi problemu w upijaniu się na imprezach, w codziennych browarach. Jesteśmy przecież młodzi, a młodość rządzi się swoimi prawami, prawda? Dopiero teraz widzę, jak zgubne jest to myślenie…” – pisze Monika w jednym ze swoich postów na Instagramie.

Rozmawiamy o jej burzliwej historii, punktach zwrotnych, znieczulających „setkach” i trzech latach życia w trzeźwości.

„Na trzeźwo stałam jak kołek i nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa. Alkohol pomagał mi się otworzyć”

Magdalena Prokop-Duchnowska: Pierwszy raz sięgnęłaś po alkohol, gdy miałaś czternaście lat. W którym momencie zorientowałaś się, że masz z tym jakiś problem, że nie potrafisz przestać?

Monika: Za pierwszym razem nie wiedziałam jeszcze, ile mogę wypić, żeby nie przeholować. Wlałam w siebie kilka szklanek piwa – jedną po drugiej. Następnego dnia myślałam, że umrę. Dochodziłam do siebie chyba ze dwie doby. Kolejny raz upiłam się dopiero dwa lata później. Koledzy polewali mi wódkę do literatek. Wypiłam o wiele za dużo. Do dzisiaj dziękuję Bogu, że nic mi się wtedy nie stało, że nikt mnie nie zgwałcił. Rano czułam się dramatycznie.

Ale to nie zniechęciło cię do dalszego picia, wręcz przeciwnie.

Zaprzyjaźniłam się z dziewczyną starszego brata i zaczęliśmy chodzić razem na imprezy. Nie miałam jeszcze pracy, własnych pieniędzy, a oni stawiali mi alkohol. Żal było nie skorzystać.

W jakim celu piłaś? Co ci to dawało?

Przede wszystkim odwagę. Po alkoholu nie czułam wstydu. Mimo że jestem dość komunikatywna, w relacji z mężczyznami byłam zawsze nieśmiała. Na trzeźwo stałam jak kołek i nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa. Alkohol pomagał mi się otworzyć.

View this post on Instagram

A post shared by Monika (@alkodramaty)

Duże znaczenie miało też chyba to, że twoi rodzice pili, przez co dorastałaś w takim, a nie innym klimacie. Z tymże oni robili to… kulturalnie.

Alkohol był w moim domu czymś normalnym i ogólnodostępnym. Nie wiem czy pili kulturalnie, ale na pewno dyskretnie. Nie włóczyli się po ulicy ani nie przesiadywali na ławce pod sklepem. Potrafili perfekcyjnie maskować swój nałóg przed innymi.

Pewnego razu o uzależnieniu ojca wspomniałaś nauczycielce w szkole. Odpowiedziała, że „przecież takich rzeczy się nie mówi”. Co wtedy czułaś?

Dopiero po czasie zdałam sobie sprawę, że zrobiła to, bo znała moich rodziców. Że wynikało to z pewnego dylematu moralnego. Jednak te słowa wpędziły mnie w potworne poczucie wstydu. Od tego momentu skrzętnie ukrywałam prawdę o mojej rodzinie.

I pomyśleć, że od tej nauczycielki tak wiele w tamtym momencie zależało.

Nie tylko od niej jednej. Pamiętam, jak jako siedmiolatka wybiegałam na ulicę i wołałam o pomoc. Ludzie tylko rozkładali ręce. Nie reagowali, bo nie chcieli donosić na sąsiadów. Byłam więc zostawiona sama sobie.

„Skoro nie «walę» codziennie wódy, to przecież logiczne, że nie jestem jeszcze alkoholikiem”

Kiedy zdecydowałaś, że chcesz coś zmienić?

Jak doszłam do ściany. Czułam się już tak fatalnie, że zdecydowałam się w końcu poprosić kogoś o pomoc. Miałam wtedy dwadzieścia trzy lata. Wiedziałam, że jest na rzeczy jakiś problem, ale jeszcze nie potrafiłam go nazwać. Zwierzyłam się drugiemu bratu, który miał ułożone życie i od zawsze był dla mnie autorytetem. Dał mi kontakt do psychologa i zobowiązał się płacić za wizyty. W trakcie terapii wspomniałam, że sporo piję. Specjalista nie odesłał mnie na terapię uzależnień. Zamiast tego usłyszałam, że jeśli będę nadużywała alkoholu, to nie będę mogła dłużej do niego przychodzić.

Co zrobiłaś?

Piłam dalej, tyle że lepiej się z tym kryłam. Na terapię przychodziłam ogarnięta, tak żeby psycholog się nie zorientował. Miałam dwadzieścia sześć lat. Wieczory spędzałam na piciu, a rano, na totalnym kacu, szłam do pracy. Jednego dnia była „setka”, drugiego piwo, kolejnego wino albo whisky. To dawało mi złudne poczucie, że panuję nad sytuacją. „Skoro nie «walę» codziennie wódy, to przecież logiczne, że nie jestem jeszcze alkoholikiem” – wmawiałam sobie.

Z początku wystarczyła „setka”, a potem i „dwusetka” to było już za mało.

Wraz z postępującym nałogiem zwiększała się tolerancja organizmu na alkohol. Pamiętam, jak pewnego dnia opróżniłam półlitrową butelkę wódki i nic szczególnego się ze mną nie zadziało. Nie mogłam jednak skończyć na „setce”, bo byłabym „niedopita”. A w takim stanie robiłam się nerwowa i agresywna. „Grzałam” więc do momentu, kiedy nie poczułam luzu. Zwolniłam się z pracy i wtedy to już totalnie popłynęłam. Straciłam ostatnią rzecz, która mobilizowała mnie do życia w trzeźwości.

Wolałaś pić z kimś czy w samotności?

To był czas, że zaczynałam się w sobie zamykać. Wstydziłam się swojej słabości do alkoholu, więc wolałam schować się sam na sam z „setką”, w domowym zaciszu.

Nowe narodziny i początki trzeźwego życia

W pewnym momencie (o którym nie chcesz dziś mówić) uznałaś, że dotknęłaś dna. Efektem była ponowna decyzja o pójściu na terapię. Domyślam się, że początki nie były łatwe?

Psycholog zrobił mi test i stwierdził, że pierwszy raz widzi pacjentkę z tak wysokim wskaźnikiem alkoholowym. Zasugerował, żebym zaczęła od terapii uzależnień, a dopiero później przyszła z powrotem do niego. Tak zrobiłam. Na początku nie brałam jednak pod uwagę, że definitywnie skończę z piciem. Założyłam, że abstynencja będzie trwała kilka pierwszych miesięcy, a potem wrócę do picia, tyle że kontrolowanego.

Tymczasem właśnie mija trzeci rok twojego trzeźwego życia.

Dzięki terapii zrozumiałam, dlaczego sięgam po alkohol. Gdyby nie pogłębiona analiza, nie wiem czy by się udało. Bardzo bałam się, że na trzeźwo będę nudna. Nie wierzyłam, że mogę coś komuś – poza imprezowym wizerunkiem – zaoferować. Byłam przekonana, że jak zabiorą mi alkohol, to będę nikim.

Jak sobie z tym poradziłaś?

Z początku próbowałam uchwycić się resztek starego życia i w dalszym ciągu chodziłam na imprezy. Nie było mi tam jednak dobrze. Czułam duże napięcie i marzyłam, żeby móc zapić niewygodne emocje wódką. Z czasem więc odizolowałam się od innych.

Gdyby nie abstynencja, być może nigdy byś się nie dowiedziała, że od lat cierpisz na depresję.

Wszystko zmieniało się na lepsze – przestałam pić, schudłam, zaczęłam się lepiej czuć i inaczej myśleć. A jednak… w dalszym ciągu czułam się nieszczęśliwa. Nawyk zapijania emocji spowodował, że dopiero po latach, będąc „na trzeźwo”, zorientowałam się, że coś jest nie tak i mogłam podjąć leczenie.

„Przekonałam się też, że budowanie relacji na trzeźwo może być naprawdę ekscytujące!”

Często podkreślasz, że czujesz, jakbyś narodziła się na nowo. Czym to nowe życie różni się od poprzedniego?

Brat powtarzał mi wielokrotnie, że jeśli ja nie podejmę decyzji, to zrobi to za mnie ktoś inny. Wreszcie przejęłam kontrolę i wzięłam sprawy w swoje ręce. Wcześniej nie potrafiłam podjąć samodzielnie żadnej decyzji. W nowym życiu mam kontakt ze swoim wnętrzem – emocjami i intuicją. Jestem też bardziej świadoma i potrafię stawiać granice. Kiedyś to było nie do pomyślenia, a dzisiaj mogę śmiało stwierdzić, że lubię siebie. Nie powiedziałabym nigdy do przyjaciółki, że jest głupia jak but, więc i do siebie staram się tak nie zwracać. Przekonałam się też, że budowanie relacji na trzeźwo może być naprawdę ekscytujące!

I pomyśleć, że kiedyś tak bardzo się tego bałaś.

Teraz świadomie wybieram ludzi, z którymi spędzam czas. Trzeźwe osoby bardzo mi imponują. Starzy znajomi twierdzą, że się od nich odcięłam. A ja naprawdę jestem daleka od przekreślania kogokolwiek! Nie chodzę na zakrapiane imprezy, bo zwyczajnie nie mam co na nich robić – takie spotkania strasznie mnie nudzą.

Nie brakuje ci uczucia bycia na rauszu?

Szczerze? Nie wyobrażam sobie, żebym mogła do tego wrócić! Zdarza się – na przykład jak jestem spięta albo coś mocno przeżywam – że przechodzi mi przez myśl: „walnęłabym sobie teraz «setę» i miałabym wszystko z głowy”. Nie robię tego, bo wiem, że na jednej by się nie skończyło. Od razu stają mi też przed oczami konsekwencje – kac, żal, irytacja, niszczenie własnego zdrowia.

„Alkohol zabrał mi zdrowie, urodę, kontrolę nad życiem. Zabrał tak naprawdę całą mnie!”

Nawet lampki wina się z nami nie napijesz?”. Często słyszysz takie teksty?

Nieustannie. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego wszyscy uczepili się tej lampki wina! Przecież to jest alkohol, jak każdy inny… Jasne, że od jednej lampki nikt się jeszcze nie uzależnił. Ale logiczne, że jak teraz się nie opamiętam, to tym bardziej nie zrobię tego za dwadzieścia czy trzydzieści lat. Miałam to szczęście, że zaczęłam zmieniać swoje życie stosunkowo wcześnie. A gdyby tak się nie stało? W jakim miejscu bym dziś była? Obstawiam, że nie piłabym już „setki”, tylko dużo, dużo więcej i raczej nie na własnej kanapie, tylko pod osiedlowym sklepem.

Lampka wina cieszy się dobrą renomą. Pijemy ją na trawienie i dla relaksu. Coraz głośniej mówi się o zjawisku „wine mom”, które dotyczy kobiet z klasy średniej, sięgających po drinka na rozluźnienie, po całym dniu siedzenia z dzieckiem w domu. W końcu im też się coś od życia należy…

Nasz mózg jest tak skonstruowany, że gdy czujemy napięcie, szuka szybkiej ulgi. Wiadomo, że najkorzystniej byłoby wyjść wtedy na spacer czy siłownię, ale to wymaga wysiłku. Wino jest na wyciągnięcie ręki, a na efekt nie trzeba zbyt długo czekać. W takiej sytuacji łatwo o wyrobienie nawyku relaksowania się za pomocą alkoholu. W mózgu zachodzą zmiany, które powodują, że z czasem organizm sam zaczyna domagać się substancji uzależniającej.

Drażnią cię reklamy napojów procentowych?

I to jeszcze jak! Trunki promują młodzi i atrakcyjni ludzie. Bilbordy i spoty pokazują, że alkohol łączy, pomaga budować relacje. A to są straszne bzdury! Wie o tym każdy, kto tak jak ja, zetknął się z nałogiem. Ludzie bronią się, że im to na pewno nie zaszkodzi. Ale tak na logikę – alkohol to etanol, czyli trucizna, więc szkodzi i to bardzo…

Co ci zabrał alkohol?

Poczucie bezpieczeństwa, kontrolę nad życiem, decyzyjność, urodę, zdrowie, sprawność fizyczną. Jejku! Właściwie to całą mnie… Przecież ja byłam non stop nim otępiona. Nie było dnia bez problemów gastrycznych – biegunek albo bólu brzucha. Zabrał mi też relacje z rodzicami, i w ogóle – z ludźmi. Możliwości i szansę na zmiany. Dopiero po wytrzeźwieniu odważyłam się pójść na studia i założyć własną firmę. Na szczęście wiele z tych rzeczy (jeśli nie wszystkie!) udało mi się odzyskać w nowym, trzeźwym życiu.

Tags:
alkoholhistoriakobietyuzależnienie
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail