To było nasze – moje i Tereski – pierwsze i bardzo mocne spotkanie. Jednak w moim przypadku nie skończyło się na tym jednym "cudzie" – mówi Emily Rand, która na Instagramie prowadzi profil "Minimalizm z duszą".
O swojej przyjaźni z Tereską z Lisieux opowiada Emily Rand, która w sieci pisze i mówi o minimalizmie z duszą. Emily jest wielbicielką dobrej kawy i miasta Kraków, a prywatnie – żoną i mamą.
Karolina Guzik: Jak zaczęła się twoja przyjaźń z Tereską?
Emily Rand: Zaczęło się od romantycznej historii, która miała początek dwanaście lat temu. Wtedy jeszcze nie znałam świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. W tamtym czasie byłam w duszpasterstwie akademickim u karmelitów bosych w Krakowie. Tam też poznałam mojego obecnego męża. Wtedy tylko się przyjaźniliśmy i nie wiedziałam, co z tego będzie. Budziło to moją lekką frustrację, bo pytanie „co dalej?” pojawiało się coraz częściej. Pewnego wieczoru, podczas adoracji ojciec powiedział nam, że mamy niesamowite szczęście, bo do klasztoru przyjechały relikwie św. Tereski.
A to był czas, kiedy do relikwii miałaś mieszany stosunek…
Przyznam szczerze, że tak było. Nie chodzi o to, że nie wierzyłam w świętych, ale relikwie – czy to kości czy kawałek materiału – zupełnie do mnie nie przemawiały. Ja tego po prostu nie “kupowałam”. Tak się złożyło, że zaproponowano nam, żebyśmy pomodlili się przed relikwiami. Tego wieczoru zawierzyłam więc św. Teresce przyjaźń z dotychczasowym chłopakiem. Poprosiłam, że jeśli ta więź ma sens, to niech się rozwinie, a jeśli nie – niech pójdzie w inną stronę. Niesamowite, że jeszcze tego samego wieczoru postanowiliśmy zostać parą. Mój ówczesny przyjaciel – a aktualnie mąż – wyznał mi wtedy, że odwzajemnia moje uczucie. I tak oto mija dwanaście lat, odkąd jesteśmy razem. To było nasze – moje i Tereski – pierwsze i bardzo mocne spotkanie. Dopiero po tej pamiętnej adoracji zaczęłam ją tak naprawdę poznawać.