Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 28/03/2024 |
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

Agnieszka jest samotną mamą zastępczą: „Pan Bóg się nami opiekuje, nie mam co do tego wątpliwości”

matka bawi się z dzieckiem na pomoście nad jeziorem

Natalia Deriabina | Shutterstock

Zdjęcie ilustracyjne

Anna Malec - 09.09.22

– To, że mam Emila, pozwala mi lepiej rozumieć innych i świat. To nie jest prosta droga, ale nie wyobrażam sobie innej – mówi Agnieszka, od 3,5 roku mama zastępcza dziś 9-letniego chłopca.

Samotna mama zastępcza

– Podjęłam decyzję o byciu mamą zastępczą, bo jestem katoliczką, a wiara jest dla mnie podstawą – tak Agnieszka, dziś 39-letnia mama 9-letniego Emila, odpowiada na pytanie, dlaczego mając 35 lat odważyła się, by otworzyć drzwi swojego domu i serca przed zupełnie obcym wtedy chłopcem.

Temat rodzin zastępczych nie był jej obcy – wcześniej była wolontariuszką przy właśnie takich rodzinach. Dlatego kiedy usłyszała o kursie dla rodzin zastępczych i pomocowych, zadała sobie pytanie, czy to nie jest także jej droga.

Na początku rozpoczęła kurs dla rodzin pomocowych, bo obawiała się, że ma za małe mieszkanie, by przyjąć dziecko. Jednak w trakcie wiele się zmieniło.

Kurs trwał ponad trzy miesiące. Co tydzień kilkugodzinne spotkania, m.in. ze specjalistami i z doświadczonymi już rodzinami. – Na kursie uczymy się np. uważności na zachowania dziecka, bo często dzieci mają trudne doświadczenia, jakąś traumę. Dzieci, nawet maleńkie, są niestety bardzo często molestowane, więc uczymy się, jak zauważać choćby najmniejsze znaki świadczące o tym, żeby można było dziecku pomóc – wyjaśnia.

Są też zadania domowe, takie jak napisanie listu do biologicznej mamy dziecka. Testy psychologiczne, wizyty w domu, by sprawdzić, czy ma się odpowiednie warunki lokalowe. A pomiędzy tym wszystkim pytania, wątpliwości, odpowiedzi i nadzieje. I w końcu decyzja: jestem gotowa, by zostać mamą zastępczą i potwierdzenie prowadzących – możesz nią być.

Po drodze były też wydarzenia, wobec których Agnieszka nie mogła przejść obojętnie. – Tuż przed podjęciem decyzji byłam u sióstr kapucynek. Dawałam jakiś datek, a one w zamian dały mi karteczkę ze słowami Jana Pawła II: „Jeśli bowiem prawdą jest, że dziecko jest radością nie tylko rodziców, ale także całego Kościoła i całego społeczeństwa, to czy można przejść obojętnie obok cierpienia tylu dzieci, zwłaszcza gdy jest to cierpienie w jakiś sposób zawinione przez dorosłych?”. Dostałam to w momencie, kiedy zastanawiałam się, w którym kierunku pójść. To są odpowiedzi, jakie daje mi Pan Bóg, kiedy czegoś szukam – mówi.

Kiedy dostała telefon z informacją o już konkretnym dziecku, miała jeden dzień, by zastanowić się, czy je przyjmuje. Usłyszała raczej skromne informacje: ile ma lat, skąd jest, jak ma na imię. Zadzwoniła do siostry, która pracuje w poradni psychologiczno-pedagogicznej . – Moja siostra zapytała: „Wiesz co, mam przed sobą chłopca. Zgadnij, jak ma na imię? Emil”. I to też był dla mnie informacja od Pana Boga, że to jest właściwa decyzja – wspomina. Tak też jest do dzisiaj. – Pan Bóg się nami opiekuje, nie mam co do tego wątpliwości – mówi.

„Urodziłam pięcioipółletnie dziecko”

W swojej wspólnocie usłyszała też słowa, które, choć nie były skierowane do niej, zapadły jej w pamięć i powoli kiełkowały. – Znajomy ksiądz powiedział, że jeśli ktoś jest samotny i nie chce być zgorzkniały, to dobrą drogą jest pomaganie innym i bycie dla nich. To też mi pomogło podjąć decyzję.

Agnieszka jest niezawodową rodziną zastępczą, co oznacza, że pracuje zawodowo, jak każdy inny człowiek, i jest pełnowymiarową mamą. – Niczym się to nie różni od mamy, która ma biologiczne dziecko. Tyle, że ja „urodziłam” pięcioipółletnie dziecko – mówi.

A „poród” nastąpił w kwietniu 2019 roku. Agnieszka, choć przeszkolona i dobrze przygotowana, tak naprawdę nie wiedziała, jak będzie wyglądać ich wspólne życie. Wiedziała jedno: będzie diametralnie inaczej. – Nagle okazało się, że nie mogę wyjść sama do samochodu, bo nie mogę zostawić dziecka samego w domu. Zmieniają się priorytety. Zawsze byłam bardzo aktywną osobą, często wychodziłam, wyjeżdżałam w różne miejsca. Lubiłam zwiedzać, wcześniej też miałam dużo wyjazdów służbowych, a teraz muszę mieć bardziej unormowany czas pracy, od 8 do 16, bez wyjazdów. Wszystkie zajęcia, które organizowałam dla siebie, są teraz organizowane pod kątem dziecka – opowiada.

– Zmienia się też to, że nie każdy akceptuje twoją decyzję. Zdarza się, że część znajomych odchodzi, ale przychodzą nowi. Bo jeśli przyjmujesz dziecko, które jest trudne, a moje takie jest, to nie każdy ma w sobie gotowość, by akceptować różne niestandardowe zachowania. Np. kiedy bije inne dzieci, to wiadomo, że ta druga osoba chce chronić swoje dziecko i nie chce się z tobą spotykać – mówi Agnieszka.

– Emil jest pobudzony psychoruchowo. Lubi wszystko dotykać, wszystkiego doświadczyć, popchnąć, przepchnąć. Ma też zaburzenia czucia głębokiego, co po prostu oznacza, że nie czuje, jak się go dotyka – trzeba go ścisnąć, żeby coś poczuł. Nie czuje np. zimna, przy niskich temperaturach może wyjść na zewnątrz w koszulce z krótkim rękawem. Emil myślał, że wszyscy tak mają. Teraz, po trzech i pół roku terapii to się powoli zmienia. Wie, że nie musi kogoś szturchnąć, żeby ten ktoś to poczuł.

13 specjalistów i walka o zdrowie

W pierwszym roku ich wspólnego życia Agnieszka odwiedziła 13 różnych specjalistów: od psychiatry, ortopedy, podologa, neurologa, po endokrynologa czy diabetologa. – Emil był na granicy cukrzycy II stopnia. Musiał być na diecie, miał nadwagę, więc z tym wszystkim walczyliśmy. Nie mogłam mu zabrać wszystkiego, musiałam wprowadzić zasady, np. że słodycze jemy tylko w weekendy. Był też przebodźcowany z powodu swobodnego dostępu do elektroniki. Dziś nie ma już problemu z nadwagą, jest raczej wysportowanym dzieckiem. Cofnęła mu się też wada wzroku, bo okazało się, że wystarczyło przez pewien czas regularnie ponosić okulary. Wyciszył się też trochę. Choć z natury jest bardzo energicznym i komunikatywnym chłopcem.

Przyjęcie pod swój dach kilkulatka to też zawsze konfrontacja z jego domowymi doświadczeniami. – Moje dziecko nie było molestowane, nie doświadczyło przemocy na sobie, ale widziało przemoc wśród dorosłych. On po prostu wszystko, co chciał mieć uzyskiwał przemocą, bo tak był nauczony. Po roku bycia u mnie powiedział: „Ciociu, ja teraz nie biję dzieci, bo ty nie bijesz, a wcześniej tato bił”. Więc to normalne, że to był jego sposób, innego nie znał, wyniósł takie doświadczenie z domu – opowiada.

Agresja, której chłopiec nauczył się przez kilka lat bycia w biologicznej rodzinie, bywa także skierowana w stronę Agnieszki. To, jak mówi, bardzo trudne doświadczenie. – Nigdy nie byłam adresatem przemocy. Na początku, jak Emil do mnie przyszedł, rzucał we mnie kamieniami, wyzywał… Było tego dużo, łącznie z biciem. Te momenty powracają. Potrzebowałam chwili, żeby zebrać się w sobie i popytać znajome rodziny zastępcze, jak to u nich wyglądało. Zaczerpnęłam trochę informacji i dotarłam do dziewczyn, które tworzą grupy wsparcia dla rodzin zastępczych, skonsultowałam to też z psychiatrą. Udało nam się z tego wybrnąć behawioralnie, czyli różnego rodzaju zakazami i nakazami, odbieraniem przywilejów. W tym roku zaczęła się też szkoła, więc to kolejne wyzwanie, które też rodzi napięcie.

Napięcie pojawia się też wtedy, kiedy w życiu chłopca pojawia się biologiczna mama. – Ona pojawia się i znika z uwagi na swoje problemy. Emila to rozstraja. Wiadomo, że on nie chce mieć cioci, chce mieć mamę. Na placu zabaw dzieci są przecież z mamami… Więc ja jestem dla niego taką mamo-ciocią. Kiedy wchodzimy w nowe środowisko, to mówi do mnie mamo, a jak już jest oswojony, mówi ciociu. Próbuje mu to wytłumaczyć mówiąc, że ma dwie mamy, a mama biologiczna jest chora i w tej chwili nie ma siły, by się nim zajmować. Ale to jest zawsze jego czuły punkt. Jak ma dużo nagromadzonej złości czy powraca do trudnych wspomnień, to dostaję ja, bo jestem najbliżej – opowiada Agnieszka.

Współpraca z rodziną biologiczną

Emil pozostaje w kontakcie ze swoim biologicznym tatą i babcią. – Tato przychodzi na spotkania regularnie. Mamy dobry kontakt, Emil dostaje od nich prezenty. Jak np. mieliśmy problem z agresją, to kiedy o tym poinformowałam, tata stanął po mojej stronie. Więc nie mogę narzekać. Emila rodzina jest bardzo współpracująca.

Sytuacja prawna w takich przypadkach nie zawsze bywa prosta. Mama Emila jest pozbawiona praw rodzicielskich. Tata początkowo także był, ale złożył skuteczną apelację. – Tato nie posiada kompetencji rodzicielskich, które pozwoliłyby mu przejąć opiekę nad Emilem, ale kontakty z nim nie są zagrażające i obydwaj maja do nich prawo. Pozbawiając Emila możliwości kontaktu odebrałabym mu korzenie. To byłoby bardzo złe dla jego poczucia wartości – mówi Agnieszka.

Bycie rodziną zastępczą nie wyklucza założenia swojej rodziny, ale Agnieszka nie zdecydowała się na taką drogę. – Miałam w sobie gotowość do bycia matką, natomiast jestem sama od wielu lat, po długotrwałym związku. Próbowałam się spotykać, nawiązywać różne relacje, jednak trudno mi było spotkać osobę, która byłaby w stanie zrezygnować z różnych swoich przyzwyczajeń i nawyków na rzecz dziecka, które ma jeszcze swoje problemy. Nie spotkałam mężczyzny, który miałby w sobie taką gotowość. A ja nie wyobrażam sobie inaczej – wyjaśnia.

„Chciałabym przyjąć kolejne dziecko”

Czy dziś, znając trudy, z jakimi wiąże się bycie mamą zastępczą, Agnieszka podjęłaby taką samą decyzję? – Bez wahania. Oprócz tego, że to wymaga bardzo dużo pracy, to też bardzo dużo daje. Nie oczekuję od Emila ani wdzięczności, ani nie robię tego za karę. Robię to, bo chcę. Dlatego, że to mnie otwiera na potrzeby innych. Doświadczam wielu nowych rzeczy, których nie doświadczyłam do tej pory. Czuję się spełniona. Uwielbiam to. Wyprowadziłam się z Warszawy z małego mieszkania, mieszkam teraz pod Warszawą w znacznie większym lokum i gdyby nie to, że stopy procentowe poszły w górę i teraz nie udźwignę więcej, to chciałabym przyjąć kolejne dziecko. I ja i Emil jesteśmy już gotowi na to, by powiększyć naszą rodzinę – mówi.

I dodaje, że odkąd jest mamą zastępczą, widzi rzeczy, których wcześniej nie dostrzegała. – To, że mam Emila, pozwala mi lepiej rozumieć innych i świat. Nie wychodzę teraz z założenia, że ktoś chce mi zrobić na złość czy robi innym na złość. Wiem, że to najpewniej wynika z jego doświadczenia, być może z jakiegoś braku, dlatego zachowuje się w taki, a nie inny sposób. To mi też pozwala lepiej rozumieć siebie – bo ja też mam swoje doświadczenia, ograniczenia, a bycie z dzieckiem, które jest pobudzone psychoruchowo, które niczego się nie boi i wszędzie wchodzi powoduje, że ja też muszę przekraczać swoje granice. Nie mam innego wyjścia, muszę się przełamywać.

Czy wyobraża sobie dzisiaj życie bez Emila? – Nie ma takiej możliwości. Docelowo będę dla niego rodziną zastępczą do 18. roku życia, choć on może będzie chciał wrócić kiedyś do rodziny biologicznej (taty lub babci). Niemniej jednak wierzę, że nawet jeśli nie będzie już ze mną mieszkał, to będę ważnym „elementem” jego życia, kimś kto wpłynął na to, kim jest. I z całą pewnością będzie do mnie przyjeżdżał na święta, będzie mnie odwiedzał a w przyszłości będę babcią dla jego dzieci. Szczęście i radość, jakich doświadczę w czasie bycia mamą Emila, są dla mnie bezcenne. A czas jest najważniejszą rzeczą, jaka możemy sobie wzajemnie dać – mówi Agnieszka.

Tags:
adopcjamacierzyństworodzina
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail