Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 29/03/2024 |
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

Polski prawnik w Szkocji. Po wojnie mec. Pyka z tym krajem związał swoje losy. Do końca był gorliwym katolikiem

Wilhelm Włodzimierz Świenczyk-Pyka

Lidia Konar - 06.09.22

Po jego śmierci w Aberdeen przez kilka dobrych lat nie było polskiego prawnika. Wyraźnie go brakowało. Zmarł nagle 8 marca 2008 roku na atak serca podczas spotkania polskich kombatantów w Edynburgu.

Mecenas William (właściwie Wilhelm Włodzimierz) Świeńczyk-Pyka był nietuzinkową postacią wśród powojennych emigrantów w Szkocji. Można powiedzieć, że był jednym z nielicznych polskich żołnierzy, którym po II wojnie światowej udało się zrobić karierę w Wielkiej Brytanii, choć w jego przypadku była to ciężka praca, a nie żaden fuks.

Jak niedawno się okazało, po mecenasie zostało pudełko pełne ciekawych fotografii i nie tylko. Chyba spodziewał się, że ktoś kiedyś będzie chciał dowiedzieć się nieco więcej o jego losach, bo kolekcjonował wycinki z lokalnych gazet, a nawet napisał dwie miniautobiografie: siedmiostronicowe notatki ukończone w roku 2005 oraz nieco starszy maszynopis z lat 60-70., zatytułowany Notes on Mr. Pyka’s War Record and thereafter (pol. Notatki o dziejach wojennych i powojennych pana Pyki). Żadne z tych zapisków do dziś nie ujrzały światła dziennego.

Mec. William Pyka – nietuzinkowy emigrant wojenny

William Pyka urodził się 16 stycznia 1926 roku w Bielowicku na Śląsku Cieszyńskim. 13 dni później został ochrzczony w  kościele w Grodźcu. Gdy miał 5 lat, wówczas jego 26-letni ojciec zginął w wyścigu konnym. Kiedy wybuchła II wojna światowa, 13-letni William zdążył zdać egzamin do gimnazjum. Już wtedy czuł się patriotą.

Dzięki jednej z nauczycielek, Paulinie Dziurkiewicz dołączył do podziemia jako łącznik i kurier na Czeskim Śląsku. Pyka dobrze władał językiem niemieckim, gdyż Śląsk Cieszyński do roku 1918 był częścią monarchii austro-węgierskiej. Z kolei jego dziadek był właścicielem dobrze prosperującego gospodarstwa, a w przeszłości służył jako oficer w armii austriackiej.

Niemcy nie podejrzewali wnuka tak zacnej osobistości o żadne konspiracje. Tymczasem zadaniem Williama było wejście w środowisko niemieckie i pozyskiwanie informacji dla podziemia. W 1940 r. Paulina Dziurkiewicz została aresztowana przez Gestapo. Wkrótce i on został wezwany przez niemiecką policję na przesłuchanie. Później się okazało, że pani Dziurkiewicz uratowała mu życie, bo mimo brutalnych przesłuchań nie wydała go.

Jednak William za usunięcie swastyki ze szkolnej ściany został wysłany do przymusowej pracy na farmie na Dolnym Śląsku. Farmer, u którego przyszło mu pracować, nie interesował się polityką i traktował go niemal jak członka rodziny, ale William po miesiącu stamtąd uciekł. Niestety został złapany przez Gestapo we Wrocławiu. Został poddany licznym torturom.

W końcu dobrowolnie podjął się pracy w ogrodzie u jednego z oficerów Gestapo, który kazał swojej służącej dawać więcej jedzenia Williamowi, bo ten przypominał mu własnego syna, który zginął w wypadku samochodowym. „Jestem pewien, że anioł stróż się mną wtedy opiekował” – wspominał mecenas w swoich notatkach z 2005 roku.

Po pracy w ogrodzie William został wysłany na farmę, gdzie musiał wstawać o 3 nad ranem, żeby sprzątać przy bydle. Pewnego dnia skłamał swoim „chlebodawcom”, że jego dziadek zachorował i musi natychmiast się z nim zobaczyć. Dostał 2 tygodnie przepustki i już nigdy nie wrócił na farmę. Za to dziadek Williama został wezwany do biura lokalnego niemieckiego komendanta, który na widok starszego pana natychmiast zasalutował.

Okazało się, że w osobie dziadka rozpoznał swego byłego dowódcę z armii cesarza Franciszka Józefa I. Potem ciotka Pyki zapłaciła Niemcom 500 marek i sprawa została rozwiązana. A dziadek przekonał dyrekcję niemieckiego gimnazjum, żeby przyjęli jego wnuka do szkoły, mimo iż nie był Niemcem. W ten sposób William uniknął ponownej wywózki do Niemiec.

Pyka ukończył gimnazjum z wyróżnieniem, po czym zaczął pracę w biurze fabryki tekstyliów. Kilka miesięcy później został przyłapany przez niemieckiego menadżera na słuchaniu radia BBC. I znów został ukarany. Tym razem został wysłany do Niemiec, gdzie z grupą mężczyzn sprzątał gruzy po walkach naziemnych i po nalotach.

„We wrześniu 1944 roku Niemcy wpakowali wszystkich robotników do ciężarówek i wywieźli do Holandii (…). Rano dotarliśmy do Arnhem” – wspominał mecenas Pyka. Tam na moście znajdował się przewrócony czołg. Niemcy kazali robotnikom usuwać ciała i odgruzować drogę. Niektóre z pozostałości musiały zostać zgniecione w beczkach. Działo się to w ramach tak zwanej Operacji „Market Garden”.

Potem William został wysłany do Aachen. Miejsce to było oblegane i znów zadaniem więźniów było oczyszczanie drogi z gruzów dla Niemców. Pewnego ranka Niemcy uciekli, zostawiając za sobą swych więźniów, ponieważ amerykańskie wojsko podeszło pod obozowisko. Amerykanie na krótki czas wzięli byłych jeńców pod swoje skrzydła. Następnie William zawędrował do miejscowości Chersbourg we Francji, gdzie dołączył do polskiego oddziału, z którym jeszcze tego samego roku przybył do Szkocji. Do Aberdeen przyjechał przez przypadek. Potem wysłano go na trening to Muchalls i w końcu do brytyjskiej Drugiej Brygady Piechoty w Culter.

We wrześniu 1946 roku polskie oddziały w Wielkiej Brytanii zostały zdemobilizowane, ale William bał się wrócić do Polski. „Nie byłem przygotowany na to, żeby wrócić i zostać zastrzelonym, albo by być wysłanym na Syberię. Gdybyśmy wrócili, musielibyśmy wstąpić do partii i przyłączyć się do prześladowań tych, którzy nie byli członkami partii” – pisał w jednej ze swoich miniautobiografii.

Czasy powojenne w Brytanii

Po wojnie na terenie Brytanii przebywało około 250 tysięcy Polaków: niektórzy wrócili do kraju, inni pojechali do USA, Francji lub innych krajów. Ci, którzy zostali w Brytanii, byli zatrudniani tylko do fizycznych robót: przy wydobyciu węgla, w kamieniołomach czy przy rybach. Związki zawodowe nie opiekowały się Polakami.

„W czasie wojny zostaliśmy powitani z otwartymi ramionami, ale w czasie pokoju była to zupełnie inna sprawa. Było dużo takiej postawy: «Wujek Joe (Stalin)  jest naszym przyjacielem, a ty jesteś przeciwny jemu i Związkowi Radzieckiemu». Widać było napisy (na murach) «Polscy faszyści, wracajcie do domu». Jeśli chodziłeś po ulicy w mundurze, wystawiałeś się na ataki, ale my sobie z nimi poradziliśmy. Jeden z naszych żołnierzy został zaatakowany w (mieście) Penicuik, gdzie stacjonowałem. Nasz pułkownik zebrał nas wszystkich i powiedział: „«Słuchajcie, musimy coś z tym zrobić, w przeciwnym razie nikt z nas nie będzie w stanie wyjść na zewnątrz». (…). Pół tuzina (nas) wyszło na ulicę w mundurach, a 20 ubranych po cywilnemu (…). Tym, którzy byli w cywilnym ubraniu kazano nie mówić po polsku. Jeden z miejscowych podszedł do jednego z nas w mundurze. Krzyknąłem – Idziemy! I dwudziestu przybiegło na pomoc. Rozproszyliśmy ich. Potem nie było już więcej kłopotów. Ci bandyci rozumieli tylko jeden rodzaj języka: daliśmy im zasmakować ich własnych gierek. (…) Osobiście nie mogę powiedzieć, że byłem mile widziany. Większość Polaków powiedziałoby to samo. Media nie pomagały. Kreowano nastawienie, że zabieraliśmy pracę lokalnym. Nikt nas nie pytał, co by się stało, jeśli byśmy wrócili do komunistycznej Polski”.

Polski Korpus Przesiedleńców

William po demobilizacji w 1948 roku zaczął pracować w fabryce linoleum w Kirkcaldy. Przyłączył się też do Polskiego Korpusu Przesiedleńców, gdzie pełnił funkcję oficera do spraw edukacji w Polskim Kolegium Rybackim w Maryculter. Tam też uczył kapitanów statków i rybaków mówić po angielsku. Swoją przyszłą żonę, Alice Bruce poznał w 1948 roku na potańcówce w wiosce Durris oddalonej o kilka mil od Culter. Po roku byli już po ślubie.

W 1950 roku przyszła na świat ich pierwsza córka Alicia, a w 1956 druga – Valerie. Również w latach 50. William rozpoczął studia ekonomiczne, a następnie prawne. Udało mu się to dzięki wparciu finansowemu dziadka. W 1954 roku Pyka dostał obywatelstwo brytyjskie, a cztery lata później został przyjęty jako radca prawny, a w 1960 r. kwalifikował się jako dyplomowany księgowy.

Po ośmiu latach współpracy z Cooper & Hay, adwokatami w Aberdeen, w 1968 roku dołączył do zespołu Roberta Gordona, gdzie został wykładowcą na wydziale prawa. W tym samym czasie kontynuował praktykę prawniczą i rachunkową. Po latach ciężkiej pracy był znanym notariuszem, adwokatem, a także starszym wykładowcą na Robert Gordon University.

Mecenas William prywatnie

Kilka lat po ślubie żona Williama zachorowała na stwardnienie rozsiane. Przez 23 lata, aż do swojej śmierci w 1977 roku jeździła na wózku inwalidzkim. Pyka w swoich notatkach bardzo lakonicznie wspominał o chorobie swojej małżonki: „Kiedy powiedziałem o tym mojemu wnukowi, powiedział, że napisze do papieża, żeby mnie uczynił świętym za to, że byłem z moją żoną przez długie lata choroby. Odparłem: «Popatrz. Ożeniłam się na dobre i na złe –  proste. W każdym razie twój plan ma wadę: żeby zostać świętym, najpierw trzeba umrzeć». «Och, w tym przypadku poczekam jeszcze trochę» – odpowiedział wnuk”. William nigdzie jednak nie zanotował tego, że od noszenia żony na rękach miał wyłamane kolana i w ostatnich latach swojego życia poruszał się z wielkim trudem,  już tylko o kulach.

Mecenas Pyka nigdy też nie zapomniał o swoich korzeniach. To za jego staraniem w latach 60. powstało Koło Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, które później zostało przekształcone w Polish Association Aberdeen. Mecenas kierował stowarzyszeniem aż do swojej śmierci w marcu 2008 roku. Z czasem zasłynął wśród rodaków z ofiarnej pomocy, i to darmowej. Polacy pukali do jego drzwi niemal o każdej porze dnia i nocy. William ciągle był zatroskany, zwłaszcza o rodaków świeżo przybyłych z Polski. Mecenas zadbał również o to, by o jego polskich korzeniach nie zapomniały kolejne pokolenia w rodzinie – dwoje z trojga jego wnucząt, Andrew i Christopher, noszą podwójne nazwisko: polskie (Pyka) po nim, i brytyjskie po swoim ojcu. Pyka zarówno im, jak i trzeciej z wnucząt, Katherine przekazał także wiele ważnych wątków z historii Polski.

William do końca pozostał gorliwym katolikiem. W college’u, gdy mu kazano udowodnić istnienie Boga, miał odpowiedzieć: „Nie mogę tego udowodnić, ale wy też nie możecie udowodnić, że Boga nie ma, ale wiem, że kiedy umrę i jeśli istnieje Bóg, to będzie miał na mnie pewien wzgląd, bo podążałem za Nim. Jednocześnie nic mnie nie kosztuje, by wierzyć”.

Wyraźnie cieszyły go polskie msze święte o godzinie 15.00 w aberdońskiej katedrze St. Mary’s, które zaczęły być tam odprawiane dopiero w roku 2006. Lubił po nich coś powiedzieć do rodaków z ambonki. Zazwyczaj dawał im porady, jak sobie radzić na obczyźnie. Niektórzy Polacy do tej pory wspominają, że jego słowa były niezwykłe mocne, że był człowiekiem niezwykle silnego ducha.

Po jego śmierci w Aberdeen przez kilka dobrych lat nie było polskiego prawnika. Wyraźnie go brakowało. Zmarł nagle 8 marca 2008 roku na atak serca podczas spotkania polskich kombatantów w Edynburgu.

Tags:
historiaII wojna światowa
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail