Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 28/03/2024 |
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

Dominikanki pomagają Ukrainie: „Chcemy działać, dodaje nam to skrzydeł”

Siostra Eliza Myk z Broniszewic

Eliza Małgorzata Myk | Facebook

Katarzyna Szkarpetowska - 03.03.22

„Do Broniszewic, do Domu Chłopaków, co chwilę przyjeżdżają kolejne busy z darami od Was! Działamy” – napisały w mediach społecznościowych dominikanki. s. Eliza Myk. właśnie wróciła z Ukrainy.

Z chwilą, gdy wybuchała wojna w Ukrainie, przebywające tam siostry dominikanki, mimo narażenia na utratę życia, nie opuściły ostrzeliwanego i bombardowanego kraju. Zostały „na posterunku”, by nieść pomoc bliźnim. „Kochani, wciągnęła nas wojenna machina, jesteśmy wobec niej bezsilni i dlatego bardzo Was prosimy o modlitwę w naszych intencjach” – poprosiła o duchowe wsparcie przebywająca na Ukrainie s. Mateusza.

„W Czortkowie większość czasu siostry spędzają w schronie (alarmy przeciwlotnicze). Siostry z Żółkwi pomagają i rozdają jedzenie ludziom w kolejkach do przejścia granicznego. Wspieramy także te rodziny, które przybywają z Ukrainy i często nie mają ze sobą nic” – poinformowały ss. dominikanki za pośrednictwem strony internetowej Fundacji Sióstr św. Dominika.

„Chcemy działać, dodaje nam to skrzydeł”

Siostry uruchomiły zbiórkę pieniędzy na rzecz potrzebujących, która spotkała się z życzliwym i natychmiastowym odzewem wielu ludzi. Dzięki zebranym środkom pieniężnym (jak podały siostry, stan na 28 lutego 2022 to 91 758 złotych) udało się zakupić  i dostarczyć na Ukrainę najpotrzebniejsze rzeczy: wodę, żywność, potrzebne sprzęty, lekarstwa, środki czystości itp.

„Do Broniszewic, do Domu Chłopaków, co chwilę przyjeżdżają kolejne busy z darami od Was! Działamy, chcemy działać, dodaje nam to skrzydeł” – czytamy na prowadzonych przez siostry profilu Domu Chłopaków w Broniszewicach.

Do „Bronek” zgłosiło się wielu wolontariuszy, oferujących swą pomoc – bezinteresownie,  nieodpłatnie, z potrzeby serca. Jedną z takich osób jest pan Paweł Dziedzic.

Zgłosił się na ochotnika, żeby pojechać na Ukrainę po dzieci naszych pracownic, Oli i Ivanki. (…) Pan Paweł nie chciał za to pieniędzy. Bohaterzy są wśród nas” – napisały dominikanki.

Siostra Eliza Małgorzata Myk, która właśnie wróciła z Żółkwi nieopodal Lwowa, w poruszających słowach opisała, jaki świat zobaczyła po przekroczeniu polsko-ukraińskiej granicy w piątym dniu wojny (źródło: Facebook, wpis s. Elizy Myk z 2 marca 2022 roku, fragment):

(…) Przy granicy spotkaliśmy grupę około dwudziestu mężczyzn. Ukraińców czekających na podwózkę przez granicę, żeby walczyć. Polski strażnik z zaangażowaniem szukał dla nich miejsc w naszych busach. Niestety, nie mieliśmy ani jednego, bo busy były załadowane po brzegi. Pogranicznicy i celnicy z obydwu stron byli dla nas bardzo życzliwi. Szybko znaleźliśmy się na Ukrainie. Tam czekała na nas Liana z logistykami tego przedsięwzięcia. To oni eskortowali naszą kolumnę busów przez patrole wojskowe porozstawiane na drodze do Żółkwi co parę kilometrów. W Żółkwi czekała s. Mateusza i młodzi chłopcy, żeby rozładować busy. W niecałą godzinę wszystkie rzeczy były już w magazynie. Kamil busem wypełnionym lekami pojechał do centrum kryzysowego. Potem s. Mateusza zabrała nas na obiad do klasztoru. Siostra Sara z s. Juwencją były w tym czasie z gorącą zupą na granicy, żeby podać ciepły posiłek czekającym od trzech dób na wyjazd z Ukrainy. Są bardzo dzielne. Gdy zaczęła się wojna, podjęły decyzję, że zostają z ludźmi na Ukrainie.

Po obiedzie s. Mateusza pojechała z naszym Danielem do Lwowa po trzy panie, które były spakowane, w samochodzie, ale nie miały kierowcy, który by ich zawiózł do Polski. W tym czasie we Lwowie i w Żółkwi był alarm przeciwrakietowy. Siostra Mateusza z Damianem szli wtedy piechotą przez Lwów do czekających kobiet. Z zachowaniem zimnej krwi szczęśliwie dotarli. (…) Po ich przyjeździe ze Lwowa, na rozkaz s. Mateuszy, pobiegliśmy do busów, żeby już wracać do kraju. Przy naszych busach stały rodziny, które chciały z nami wyjechać do Polski. Mateusza spytała, ile mamy wolnych miejsc, ale – jak się okazało – to nie było istotne. Wszyscy potrzebujący, choć było ich więcej niż miejsc, po pięciu minutach byli już z nami w drodze, w kierunku granicy. Rano nie wiedzieli, że tak będzie. My zresztą też nie. Siostra Mateusza dała im znak, że za godzinę mają przyjść do klasztoru i będą mogli uciec do Polski. Mieli małe bagaże. Do busa, w którym jechałam z Kamilem, wsiadły dwie młode mamy z czwórką cudownych dzieci w wieku od 2 do 8 lat. Spytałam, dokąd jadą. Odpowiedziały, że do Warszawy. Trzy kobiety, których kierowcą był Damian, odparły, że nie ma to dla nich znaczenia. „Byle jak  najprędzej uciec z Ukrainy”, stwierdziły. Miały ze sobą dwa pieski. Płakały ze wzruszenia, kiedy powiedziałam, że nasze siostry w Krakowie bardzo na nie czekają i żeby niczym się nie martwiły.

Do granicy dojechaliśmy szybko, dzięki Lianie i eskorcie. Przeprawa po stronie Ukrainy przebiegała bardzo sprawnie. Strażnicy byli wdzięczni, że ich siostrom i braciom udaje się ewakuować do Polski (…).

Tags:
Ukrainawojnazakonnica
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail