Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 29/03/2024 |
Aleteia logo
Pod lupą
separateurCreated with Sketch.

Stan wojenny i miliony paczek z Zachodu. Zapomniana historia Polenhilfe

POLENHILFE

EAST NEWS

Jacek Borkowicz - 13.12.21

Polenhilfe – spontaniczną pomoc paczkową, jakiej po wprowadzeniu stanu wojennego udzielali nam obywatele RFN, można porównać chyba jedynie do zbiorowego niemieckiego entuzjazmu wobec wychodźców po powstaniu listopadowym.

Nigdy przedtem i już nigdy potem Niemcy, w swojej masie, nie okazali nam tak wiele serca. Poznajcie zapomnianą historię Polenhilfe.

Historia odmierzana zrzutami

Pojęcie „zrzutów” znane było wszystkim Polakom żyjącym po 1945 roku. Początkowo chodziło o pomoc materialną dla okupowanego kraju. Dochodziła ona do nas, a właściwie dolatywała za pomocą maszyn Royal Air Force i lądowała na angielskich spadochronach. Potem, już za czasów sowieckich, „zrzutową” pałeczkę w dobroczynnej sztafecie przejęła instytucja pod nazwą United Nations Relief and Rehabilitation Administration. Działała ona pod egidą ONZ, ale lud polski, z nieomylnym instynktem, zakwalifikował tę akcję jako pomoc ze strony Amerykanów. „Ciocia Unra” – jak pieszczotliwie zwano ją nad Wisłą – uratowała od głodu niejedną polską rodzinę.

Potem „zrzutami” nazywano wszystko, co udało się przywieźć legalnie lub przemycić w paczkach, przysyłanych Polakom przez ich kuzynów na Zachodzie. Ten stan rzeczy trwał bez większych zmian do 13 grudnia 1981 r. Poranne oświadczenie generała Jaruzelskiego zaskoczyło nie tylko Polaków. Również tysiące Niemców, zaraz po przebudzeniu, zadało sobie pytanie: jak pomóc ludziom w Polsce? Niektórzy z nich od razu udzielili sobie odpowiedzi: wysyłamy im paczki! Szybko zarazili inicjatywą następnych. W ten sposób narodziła się akcja, która w stosunkach polsko-niemieckich nie miała precedensu.

Polenhilfe, czyli spontaniczny odruch

Pomoc w postaci paczek przychodziła oczywiście nie tylko z Niemiec, udzielały jej właściwie wszystkie kraje Zachodu. Jednak pomoc niemiecka była największa. Trudno ją nawet oszacować. Urząd pocztowy numer 2 w Hanowerze, przez który z czasem przechodziła cała ta scentralizowana fala pomocy, doliczył się 8,5 miliona paczek, ale to przecież nie było wszystko. Jeśli doliczyć pomoc z innych krajów niemieckojęzycznych, tzn. Austrii oraz Szwajcarii, można chyba z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że osoby z niemieckiego obszaru kulturowego przyczyniły się do przygotowania większości spośród 30 milionów paczek, jakie według bardzo pobieżnych szacunków przysłał nam świat po wprowadzeniu stanu wojennego.

Niemcy zresztą wysyłali je w sposób zorganizowany jeszcze przed 13 grudnia. Już jesienią 1980 r. Reinhard Gnauck, prezes Międzynarodowego Towarzystwa na rzecz Praw Człowieka (IGFM) we Frankfurcie, przystąpił do organizowania systematycznej akcji niesienia pomocy materialnej polskim rodzinom. Był to czas, gdy na półkach sklepowych pojawiał się pod dostatkiem jedynie przysłowiowy już ocet. Wszelkie inne produkty pierwszej potrzeby – na czele z żywnością – były limitowane lub w ogóle niedostępne. Trudno dziś precyzyjnie wyważyć, na ile było to wynikiem politycznego chaosu, wywołanego dwuwładzą PZPR i „Solidarności”, na ile zaś celowym działaniem władz, obliczonym na sprowokowanie zdecydowanej rozprawy z wolnymi związkamizawodowymi. Tak czy inaczej niemieckie paczki bardzo się wtedy przydały. Wiosną 1981 r., w specjalnej odezwie, dziękowali za nie Niemcom Jerzy Giedroyc, Leszek Kołakowski, Czesław Miłosz, Gustaw Herling-Grudziński i Józef Mackiewicz.

Z momentem wprowadzenia stanu wojennego staliśmy się jednak świadkami zjawiska o nowej jakości. Niemiecki ruch pomocy Polakom przybrał charakter zdecydowanie oddolny. To jednostki, wiedzione szlachetnym odruchem, ruszyły nam z pomocą. Różnorakie komitety, które z czasem, na fali tego ruchu powstały, były jedynie oczywistym „produktem ubocznym” owego zbiorowego wysiłku, nie zaś jego inspiracją – jak to się zazwyczaj dzieje w akcjach pomocowych.

Ten spontaniczny odruch stał się bodźcem dla decyzji nie tak częstej w historii relacji międzynarodowych. 8 lutego 1982 r., specjalną uchwałą Bundestagu, paczki z pomocą dla Polski zostały zwolnione z opłaty pocztowej.

Najpierw leki, potem powielacze

Kim byli ludzie, którzy stanęli w pierwszym szeregu tej akcji? Otóż reprezentowali oni wszystkie chyba niemieckie środowiska. Od wysoko sytuowanych i utytułowanych notabli, po zwykłych, szarych i nie tak bogatych, jak nam się wtedy wydawało, obywateli. Paczki przychodziły na różne adresy: najpierw prywatne, potem parafialne. Początkowo ludzie w dużej mierze celowali w ciemno – jeśli nie mieli w Polsce znajomych, sami wyszukiwali odpowiednie kontakty. Z czasem, gdy już rozpoznano teren, fala pomocy przybrała charakter bardziej świadomy – bo skutecznie docelowy. I wreszcie, gdy już na dobre rozkręcił się paczkowy ruch na linii Niemcy-Polska, można było wysyłać na wschód regularne konwoje, złożone niekiedy z wielu ciężarówek.

Jedne z pierwszych zorganizowała Krystyna ­Graef, popularna lekarka z Frankfurtu nad Menem, polskiego pochodzenia. Wyspecjalizowała się ona w wysyłce lekarstw. Monika Held z kolei skoncentrowała się na pomocy byłym więźniom Auschwitz. Były to już osoby mocno starsze, które przeważnie żyływ biedzie, ponieważ państwo im nie pomagało. Wśród tytanów pomocowych warto jeszcze wymienić małżeństwo Moniki i Waltera Mattów. Pan Matt, co ma tutaj pewne znaczenie, był wówczas inspektorem policji. Nie przeszkadzało mu to jednak w koordynowaniu transportów, z których niejeden miał charakter, co tu ukrywać: przemytu. Niezbyt to pasuje do naszego stereotypu Niemca, który słucha jedynie rozkazów.

Na czym ów przemyt polegał? Otóż w konwojach przewożono nie tylko żywność, odzież, leki i sprzęt dla szpitali. Transportowano także powielacze, a często nawet, rozłożone na części, całe drukarnie. Służyły one potem podziemnej „Solidarności”. Do Polski wwożono także nielegalne w PRL wydawnictwa emigracyjne. Sprytni kierowcy ukrywali je w zakamarkach podwozia.

Wiązało się to z osobistym ryzykiem konwojentów. Szczególnie podczas przejazdów przez NRD, której służby gorliwie „trzepały” na granicy zawartość ciężarówek. Jeśli chodzi o polskich celników, zapewne wykrywali czasem niepożądaną politycznie kontrabandę. Nieznane są jednak przypadki jakichś spektakularnych, podbudowanych odpowiednią narracją rządowego rzecznika, Jerzego Urbana, procesów przyłapanych Niemców. Robienie sobie wrogów w ludziach, którzy de factodożywiali i ubierali setki tysięcy Polakówzaniedbanych przez własny rząd, było dla tego rządu niewygodne.

Dodatkowym efektem akcji pomocowej było powstanie społecznych komitetów, które na terenie całej Polski rozdzielały paczki najbardziej potrzebującym. W pierwszym szeregu – rodzinom internowanych oraz uwięzionych z przyczyn politycznych. Najważniejszym z komitetów był Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom, powołany w grudniu 1981 r. przy warszawskim kościele św. Marcina.

Polenhilfe: Paczka jako czynnik pojednania

Piszący te słowa odwiedził latem 1982 r. w Würzburgu (wtedy właśnie ZOMO zabijało ludzi w Lubinie) niemiecką rodzinę. W trakcie serdecznego przyjęcia pan domu nagle spoważniał i wyznał: „Ja też byłem w Polsce. W 1942 roku”. Nie pytałem o szczegóły. Rodzina ta odtąd, przez całą dekadę, przysyłała mojej rodzinie bogato zaopatrzone paczki z żywnością.

Takich rodzin, których ojcowie „byli w Polsce w czterdziestym którymś”, znalazło się wśród pomagających Niemców bardzo wiele. To też jest znamienny rys owej akcji. Podobnie jak fakt, że bardzo wiele paczek i różnorakich darów dla Polaków pochodziło od Niemców wysiedlonych spod Olsztyna, Szczecina czy Wrocławia. Negatywne doświadczenia tych ludzi – które z pewnością mieli – przezwyciężone zostały przez poczucie wspólnoty losu oraz ogólnoludzkiej solidarności.

W 2010 r. Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku przyznało medale obcokrajowcom, którzy w latach 1980-89 na różny sposób pomagali zdelegalizowanej „Solidarności” oraz Polakom. 46 tych medali otrzymali – jako drudzy liczebnie po Francuzach – Niemcy. Głównie za akcję paczkową.

Z pewnością można by wymienić tu całą listę nazwisk osób najbardziej zasłużonych. Jest ich jednak zbyt wiele, by silić się na „sprawiedliwą pamięć” o nich. O wielu niczego nie wiemy, inni, do których dotarły podziękowania, z reguły przyjmowali je ze zdziwieniem: „Że też jeszcze ktoś o tym pamięta?„.

STAN WOJENNY
Czytaj także:Czołgi na ulicach
Tags:
komunizmNiemcyPolskapomoc
Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail