Kiedy rozpoczęła się pandemia COVID-19, Juan Manuel Ballestero wyruszył w podróż przez Atlantyk, aby dotrzeć do swojego wówczas 89-letniego ojca.
Jako podaje „New York Times”, 47-letni entuzjasta żeglarstwa nie wahał się wyruszyć z domu w Porto Santo w Portugalii w połowie marca, aby 85 dni później dotrzeć do ojca w Argentynie.
„Nie chciałem zostać jak tchórz na wyspie, gdzie nie było żadnych przypadków zachorowań – dzieli się Ballestro. – Chciałem zrobić wszystko, co możliwe, by wrócić do domu. Najważniejszą rzeczą dla mnie było, by być z moją rodziną”.
Podróż nie obyła się bez przeszkód. Przed opuszczeniem portugalskiej wyspy zaopatrzył się w niezbędne rzeczy i paliwo, a w połowie kwietnia zamierzał zatrzymać się na Wyspie Zielonego Przylądka, aby zakupić więcej zapasów i paliwa. Jednak władze w środkowej części Oceanu Atlantyckiego odmówiły mu pozwolenia na dokowanie.
Odważny żeglarz wyruszył jednak w podróż w nadziei, że uda mu się zobaczyć ojca, nie wiedząc, czego może się spodziewać, gdy świat będzie walczył z pandemią.
Na szczęście Ballestero był w stanie zwracać się do Boga w chwilach, w których czuł niepewność i przerażenia. Jak powiedział: „Wiara trzyma cię w tych sytuacjach. Nauczyłem się czegoś o sobie, a ta podróż dała mi dużo pokory”.
17 lipca dotarł do rodzinnego portu w Mar del Plata i mógł spotkać się z 90-letnim ojcem. 72 godziny po tym, jak jego test na COVID-19 okazał się negatywny.
Więcej znajdziecie na Instagramie mężczyzny.
Czytaj także:
Uwięzieni na oceanie wołali do Boga o pomoc. Uratowała ich łódź o nazwie „Amen”
Czytaj także:
Bóg i żagle. Jak płynie życie na Rejsie Niepodległości?