Ktoś mnie częstuje ciastkiem. Grzecznie biorę jedno. Czasami, ponaglony przez częstującego, drugie. Wzrokiem zjadłbym całą paczkę, ale przecież nie chcę wyjść na łasucha. Gdyby jednak ta sama paczka leżała w mojej kuchni, nie miałbym skrupułów i spokojnie wyszedłbym na łasucha przed sobą, no i bądź co bądź przed Bogiem. Nie przeszkadzałoby mi to. A szkoda.

Czytaj także:
Pięciu zwykłych facetów i ich pięciu świętych kolegów. Pomagają wziąć się w garść
„Wszystko mogę, ale…”
Święty Augustyn powiedział, że „jeśli kto nieumiarkowanie pożąda rzeczy dozwolonych, obraża Tego, który dozwolił”. Uwielbiam tę zwięzłość, a jednocześnie pełnię treści w cytatach z Ojców Kościoła.
Może się wydawać, że ich przesłanie jest odległe, ale ono w tym konkretnym przypadku mówi wprost do mojego życia: jeśli pozwolisz sobie na dogadzanie własnemu ciału, będziesz „zadżumiony” egoizmem. I nie chodzi przecież o to, że nie mogę jeść, oglądać seriali, żartować, słuchać ulubionej muzyki. Bóg mi na to wszystko pozwolił i dał wolność.
Mogę z tego korzystać jak dziecko – bez refleksji i oddania się pod prowadzenie, a mogę jak mężczyzna – mając świadomość, ile mi wystarczy i umiejąc tę świadomość przekuć w czyn: zjeść tyle, by po prostu zaspokoić głód, posłuchać muzyki tyle, by nie zabierać czasu bliskim, pożartować tyle, by starczyło jednak czasu na powagę.
I wydaje się, że kluczem jest tu wdzięczność Bogu, że w ogóle pozwala mi na to wszystko, bo przecież wcale nie jest tak, że robienie tego, co lubię należy mi się jak chłopu ziemia. Bóg jest łaskawy i mam te różne możliwości tylko dzięki Niemu. Nie ma w tym żadnej mojej zasługi. Mogę tylko podziękować.
Umiarkowany facet = dojrzały facet
Nie mam wątpliwości, że znajdowanie umiaru w przyjemnościach, które serwuje nam Bóg (pomijam oczywiście przyjemności niepochodzące od Niego, które w każdej, nawet najmniejszej ilości są grzechem i odbijają się zawsze czkawką – tu sprawa jest oczywista) jest objawem dojrzałości i umiejętności panowania nad sobą.

Czytaj także:
Facet na kolanach. Czy to ujmuje męskości?
To jest piękne, kiedy mąż i ojciec potrafi uporządkować swoją codzienność w taki sposób, by znaleźć czas na wszystko, co ważne. Nie ma tendencji, by przesiadywać długimi godzinami w internecie i przynosić pracę do domu, ale angażuje się całym sobą w swoje zwyczajne codzienne obowiązki stanu: wysłucha żony z pełną uwagą, pobawi się i porozmawia z dziećmi, będąc naprawdę zaangażowanym w ich rozterki, zadba o to, by w domu wszystko było naprawione, działało, a w samochodzie nie było żadnych stuków i usterek.
„Siła wyższa”
To dość proste rzeczy, a u podłoża ich wypełniania leży porządek i umiar. Bo jako mężczyźni uwielbiamy deklarować, że zrobimy to czy tamto, a później jakaś siła wyższa sprawia, że nie mamy czasu. Często tą siłą wyższą jest nasz zwyczajny brak umiaru, jeśli chodzi o czas poświęcany np. na pracę, na hobby czy na zwyczajne ślęczenie przed telewizorem.
Umiar to piękne słowo. Ono wprowadza ład w moje postrzeganie tych augustynowskich „rzeczy dozwolonych”. Łatwo mi wpaść w pułapkę myślenia, że jeżeli coś nie jest grzechem, znaczy to, że mogę tego używać do woli. Łatwo wtedy zapomnieć, że np. scrollowanie Facebooka w wolnym czasie naturalnie nie jest grzechem, ale scrollowanie go trzecią godzinę w poczuciu, że to nadal mój wolny czas, podczas gdy rodzina jest zostawiona sama sobie, zdecydowanie tym grzechem się już staje.
Czujność w przyjemnościach
Ten przytoczony wyżej cytat ze św. Augustyna pokazuje mi po pierwsze, że nie wystarczy unikać ewidentnych grzechów, ale też trzeba być czujnym w przyjemnościach, które są dla mnie darem, bo przedawkowane stają się takim samym ewidentnym grzechem.
Po drugie św. Augustyn uświadamia mi, że nie jest w porządku, gdy w towarzystwie jestem np. umiarkowany w jedzeniu i nie zjadam tej paczki ciastek z początku tekstu, a w domu robię to bez oporów, bo nikt nie patrzy. Pożądanie wystarczy, by obrazić Boga. Augustyn zresztą coś o tym wiedział.

Czytaj także:
Jak być wspaniałym mężem? Jest coś ważniejszego od tego, co powinieneś…