Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Książkowy wywiad „Sankofa. Nie zmarnuj życia” to zapis spotkania dwóch światów. Magdalena Pajkowska jest żoną, matką i dziennikarką. O. Tomasz Gaj – zakonnikiem i psychoterapeutą. W książce rozmawiają m.in. o tym, czym jest „ja” i biorą pod lupę uczucia, religijność, komunikację i konflikty. A to wszystko z dwóch punktów widzenia – duchowego i psychologicznego.
Joanna Operacz: We wstępie do książki pisze Pani, że chciała się dowiedzieć, czy wiara i psychologia się kłócą. Jak to jest?
Magdalena Pajkowska: Naszym zdaniem, nie kłócą się, choć – jak piszemy – spotkanie wiary i psychologii miało burzliwe początki. Doszliśmy do wniosku, że można się pięknie spierać i powstaje z tego coś dobrego.
Tomasz Gaj: Przechodziłem taki etap, że wiara i psychologia trochę mi się kłóciły. Teraz widzę, że na jedno i drugie jest miejsce – tylko trzeba dbać o odpowiednie proporcje.
Psychoterapia i religia – to się nie gryzie?
Co to jest sankofa?
OTG: Tego afrykańskiego słowa użył nasz generał, czyli najwyższy przełożony. Usłyszał je od jednego z braci i skojarzyło się mu ono z jubileuszem 800-lecia dominikanów, który obchodziliśmy w ubiegłym roku. Sankofa to mityczny ptak, który patrzy w tył, czyli w przeszłość, żeby ją zrozumieć i odzyskać – i żeby pójść do przodu. Korzenie naszego „dzisiaj” tkwią w tym, co było wczoraj. A to, co będzie jutro, zależy od tego, co dzieje się dziś. Te trzy perspektywy czasowe się przenikają.
MP: Nie ma w języku polskim słowa, które mieściłoby w sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a przy tym miało tak optymistyczny wydźwięk. Odzyskaj swoją przeszłość, ale odzyskaj również to, co może być przed tobą! Jeśli tego nie zrobisz, nie zrealizujesz swoich marzeń i planów.
Mówicie w książce, że pomoc psychologiczną próbuje się czasem zastąpić pomocą duchową – i odwrotnie: psychoterapia staje się niekiedy religią. Mnie się wydaje, że ten drugi problem jest dzisiaj znacznie częstszy i poważniejszy.
OTG: Z mojego doświadczenia wynika, że zdarza się i jedno, i drugie. Jednak oba uproszczenia to ślepe uliczki.
MP: Czemu ma służyć psychologia? Jej celem nie jest zastąpienie religii, tylko pomoc w poznaniu samego siebie. Trudno ofiarować siebie Bogu albo innej osobie, kiedy się nie wie, kim się jest. To by było dawanie kota w worku.
Czytaj także:
Fascynująca podróż w głąb siebie – podejmij wyzwanie!
Duchowość nie zawsze jest lekarstwem
Może Ojciec wskazać jeszcze inne przykłady mylenia problemów duchowych z psychologicznymi?
OTG: Wielu ludzi zmaga się z trudnościami emocjonalnymi – z lękiem, ze złością, z samotnością, z kłopotami w budowaniu relacji, ze stawianiem granic, z poczuciem własnej wartości… Duchowość nie jest lekarstwem na te bolączki.
Bardzo mi się podoba definicja dojrzałości, którą podajecie w książce: zdolność do miłości, pracy i zabawy…
OTG: A wie pani, kto to napisał?
Nie.
OTG: Zygmunt Freud.
Ciekawe… Zwłaszcza że chciałam powiedzieć, że chyba tak samo możemy mówić o życiu duchowym. Miłość – bo Bóg jest miłością, praca – bo kiedy Go poznaję, chcę się stawać lepsza, i radość.
OTG: Definicja Freuda nie jest religijna, ale ma w sobie coś uniwersalnego. Człowiek dojrzały duchowo to ten, kto kocha, umie pracować i ma w sobie pewną elastyczność, czyli zdolność do tego, żeby się cieszyć i bawić.
Czytaj także:
Jak mówić “nie”, nie krzywdząc siebie i innych
Rozmowa o poczuciu winy to rozmowa o miłości
W książce pojawia się rozróżnienie na poczucie winy i winę. Psychologowie często się zajmują chorobliwym poczuciem winy, a czasem pomijają fakt, że ten stan może być także skutkiem jakiegoś złego wyboru. Myślę tu szczególnie o skutkach aborcji, która chyba jest w Polsce dużym problemem?
OTG: O aborcji słyszę głównie w konfesjonale. To, co mogę zrobić, to pomóc ludziom w przeżyciu zdrowej winy. Bez tego trudno przyjąć przebaczenie. Zamiast niego pojawia się wówczas chora wina, czyli coś w rodzaju kary wymierzanej samemu sobie. Taka osoba nieustannie powtarza: „To, co zrobiłam, było okropne. Jak mogłam się do tego posunąć?”, „Jestem beznadziejna!”, „Bóg mi nie wybaczy. A nawet jak wybaczy, to i tak będę cierpieć do końca życia”. Przyjęcie przebaczenia wcale nie oznacza zapomnienia. Zło, które zrobiłem, zawsze będzie dla mnie w jakiś sposób bolesne. Ale nie będę go wykorzystywał przeciwko sobie.
MP: Gdy zaczęliśmy rozmawiać o poczuciu i przeżywaniu winy, nie przypuszczałam, że będzie to tak interesujący temat i że poświęcimy mu cały rozdział. O poczuciu winy słyszy się głównie w sensie negatywnym – jako ciężarze i czymś sprzecznym z naszą godnością, poniżającym. W książce o. Tomasz opowiada o tym problemie nowatorsko. Łączy psychologię z tym, co duchowe i prowadzące do nawrócenia. Zaskoczeniem był dla mnie wniosek, do którego doszliśmy – że rozmowa o poczuciu winy jest rozmową o miłości. To optymistyczne.
OTG: Czujemy się winni, gdy kogoś krzywdzimy, gdy zawiedliśmy miłość. Winę rzeczywiście odczuwa się jako nieprzyjemny ciężar. Lecz to właśnie mobilizuje nas, aby naprawić wyrządzone zło. Chora wina natomiast odbiera nam siły i paraliżuje.
Bardzo mi się podobało porównanie modlitwy do jedzenia – trzeba jeść, żeby żyć (tutaj: żyć duchowo); każdy ma własne smaki (czyli ulubione sposoby modlitwy); upodobania kulinarne z czasem się zmieniają.
MP: Nasza rozmowa była również spotkaniem dwóch rodzajów modlitwy. Zakonnik modli się trochę inaczej, niż osoba świecka, która próbuje znaleźć swój smak między pracą, domem i tysiącem innych rzeczy. Co zrobić, żeby to nie był fast food? Dobrze sobie uświadomić, że istnieją różne smaki, że modlić można się na wiele sposobów…
OTG: Chcieliśmy pokazać wolność. Czasem wyobrażamy sobie, że droga do Boga jest ściśle określona. I jeśli się nie znajdzie tej jedynej ścieżki, to wszystko będzie stracone. Bóg jest jeden, ale można do Niego dojść na wiele sposobów. Warto szukać własnego.
Czytaj także:
„Po co te emocje”, czyli jak zrozumieć to, co się w nas dzieje