Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Mój tata nigdy nie był książkowym idealnym ojcem. Raczej nie posłużyłby za wzór cnót autorom podręczników do wychowania dzieci. Ale kiedy przypominam sobie jego spojrzenie, czuję się najważniejsza na świecie!
Kochające oczy taty
Często odbieram od taty telefony z cyklu „o niczym”. „Cześć córciu, a tak dzwonię, bo dawno cię nie słyszałem”. Przy czym to „dawno” zwykle oznacza mniej więcej cztery dni. Nie prowadzimy głębokich rozmów o skomplikowanej sytuacji na świecie czy też ostatniej środowej katechezie Franciszka. Po prostu chcemy się usłyszeć.
Wiem, że jestem dla niego ważna. Wiem, że potrzebujemy uczestniczyć w swojej zwykłej codzienności. Że się lubimy. Wiem też, że dzięki tym „telefonom o niczym” nie pozwolę sobie w życiu na relację, w której nie będzie przyjaźni, wspólnego marnowania czasu, w której nie będziemy dla siebie tymi, którzy chcą się po prostu usłyszeć.
Od dziecka uwielbiałam się stroić. Najpierw oczywiście w bransoletki i buty mamy. Tata uśmiechał się wtedy, patrzył na mnie i mówił: „Dla mnie we wszystkim jesteś najpiękniejsza”. Dziś, gdy szykuję się na jakieś spotkanie, słyszę od niego dokładnie to samo. Zakochane we mnie oczy taty to z pewnością coś, czego nie zapomnę nigdy! Za każdym razem, kiedy czuję się, powiedzmy, średnio, przypominam sobie, jak on na mnie patrzy!
Oczy taty – oczy Boga
Kiedyś słyszałam modlitwę, w treści której były słowa mniej więcej o tym, że spojrzenie Boga – pełne miłości – może przemienić każde serce, że ono przywraca godność. I do tego prośba o to, żebyśmy potrafili tak patrzeć na drugiego człowieka.
Dla mnie to spojrzenie ma mój tata. To oczy, które akceptują, które – mimo, że znają mnie od ponad 30 lat – ciągle patrzą na mnie z zachwytem! Nie wiem, jak on to robi, ale wiem, że nigdy nie pozwolę sobie na relację, w której nie ma szacunku i zwyczajnego, codziennego spojrzenia, które mówi: „wow, dla mnie jesteś cudem!”.
Mój tata nauczył mnie też tego, że prawdziwy mężczyzna potrafi mówić o tym, co czuje. Potrafi powiedzieć, że tęskni, że kocha, potrafi powiedzieć, co mu się nie podoba, co chciałby zmienić. Jest świadomy. Nie kupuję kabaretowych sentencji o tym, że „jeśli raz powiedział, że kocha i nie odwołał, to znaczy, że nic się nie zmieniło”. Dzięki tacie wiem, że może być inaczej.
Modlitwa taty
Kilka lat temu tata powiedział mi, że codziennie odmawia za mnie różaniec. Lekko zdziwiona, ale i wzruszona, zapytałam go, czy modli się o to, żebym znalazła jakiegoś fajnego męża. „A co ty myślisz, że ja się nie mam o co modlić? Modlę się, żebyś była szczęśliwa, a nie żebyś męża znalazła!”.
Zdanie, z którego śmiałam się dobrych kilka dni. A potem dostrzegłam w nim coś znacznie głębszego. Moje szczęście i spełnienie nie zależy od tego, czy wyjdę za mąż, czy założę rodzinę. Moje szczęście jest zupełnie gdzie indziej. Najpierw muszę je odnaleźć w sobie. Ciągle się tego uczę. To zadanie od taty na przyszłość.
Córeczka tatusia? Tak! Super mieć takiego tatę. Nieidealnego, ale kochającego.